środa, 29 marca 2017

... znam twoj mały sekret. Twój i Malfoya.

           Słowa Harry'ego zszokowały całą naszą czwórkę. Przez chwilę panowało totalne milczenie, gdyż nikt nie wiedział co ma powiedzieć. Nikt z nas nie spodziewał się czegoś takiego.
- O cholera - odezwała się jako pierwsza Jasmine.
- Ale... Jak to możliwe? - spytała nie dowierzając Hermiona.
- Super, więc doszedł nam kolejny problem. Pewnie będzie tak samo złowieszcze jak tatuś! - powiedział Ron, po czym zaczął głośno przeklinać. 
- Okej - zaczęłam, starając się zachować spokój i racjonalne myślenie. - Harry, czego właściwie się dowiedziałeś? Wiesz co to za dziecko? Jakiej płci jest? Ile ma lat? 
- Jak jest jeszcze młode to trzeba je zabić, dopóki można - emocjonował się Weasley.
- Dumbledore nie wiele mi powiedział, tylko tyle, że to dziewczyna i... W tym wszystkim jest coś jeszcze gorszego...
- Niby co?
- Ona uczy się w Hogwarcie - po raz kolejny udało się Harry'emu zszokować nas do stopnia, że nikt nie potrafił się odezwać.
- I nie wiesz kto to jest? - spytała Jasmine.
- Nie mam pojęcia. Wiem jeszcze tyle, że dziewczyna nie ma pojęcia o tym, że jest jego córką i że z natury nie jest zła. A i nazywają ją "urodzoną w ciemnościach".
- Urodzona w ciemnościach? - powtórzyłam z drwiną. - I że niby córka najgroźniejszego i najbardziej okrutnego czarnoksiężnika na świecie nie jest zła? To się wyklucza samo przez siebie.
- Musimy zachować spokój - odezwała się Granger. - Harry, czy Dumbledore wie kim ona jest?
- Tak myślę.
- I nie chce ci powiedzieć? W takim razie sami musimy to odkryć. Macie jakieś pomysły? Zastanówcie się.
- Na pewno należy do Slytherinu. I pewnie ma czarne włosy tak jak Voldemort w młodości.
- Znacie jakieś sieroty ze Slytherinu? - spytałam. 
- Trzeba by było pomyśleć - odpowiedziała Hermiona.
- Chyba, że... - zaczęła Jasmine, a ja już wiedziałam co chce powiedzieć.
- Chyba, że to nie jest sierota - dokończyłam za nią. 
- Co chcesz powiedzieć Em? Że matka dziewczyny ją wychowuje? Nie słyszałem żeby Voldemort był z kimś związany, on nie potrafi kochać - stwierdził Harry.
- Może matka ją ukrywa przed ojcem - podjęłam temat. - Voldemort wrócił półtora roku temat, a dziewczyna wciąż nie ma pojęcia, że jest jego córką? Nie chciał skontaktować się z własnym potomkiem? 
- Emma dobrze myśli - poparła mnie Hermiona. - Ale jest jeszcze inna możliwość. Voldemort ma dużo zwolenników. Jeśli jego córka nie jest z matką, to może po prostu trafiła pod opieką którychś ze Śmierciożerców? Może dopiero ma się dowiedzieć, że jest jego córką, bo Voldemort chciał najpierw odzyskać siły.
- To jest możliwe - przyznał Ron. - Ale wciąż nie wiem jak to możliwe, że nikt o niej nie wie. Na pewno ma inne nazwisko, jak myślicie...
- Parkinson - przerwał Harry, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. - Jest całkiem podobna do Voldemorta w młodości, do tego... Ona pasuje idealnie! - nie wydawało mi się to zbyt nieprawdopodobne. Uważam, że Pansy jest za głupia na córkę Voldemorta. Poza tym... Mam przeczucie, że to nie ona. Dyskutowaliśmy  jeszcze przez dłuższy czas. Opowiedziałam Gryffonom o dopiero, co niedawno zawiązanym "sojuszu" z Parkinson i zaproponowałam, że mogę spróbować się czegoś dowiedzieć. Jeśli Pansy naprawdę jest córką Czarnego Pana, musimy wiedzieć. Harry powiedział, że dobrze by było jakbym się trochę wkręciła w towarzystwo Ślizgonów. Zgodziłam się z wielką chęcią, choć tak naprawdę Gryffon nie wiedział, że już dawno zakręciłam się wokół jego szkolnego wroga. Powiedział też żebym była ostrożna, bo wiadomo, że Ślizgoni są sprytni i podstępni. Jak to ujęła Jasmine: "żeby przechytrzyć Ślizgona, trzeba zagrać w jego grę". Nie wiedziałam jeszcze jak mi się to uda, biorąc pod uwagę ostatnią kłótnię z Draco, ale zrobię co w twojej mocy. Musimy wiedzieć na kogo uważać.


***


Spacerowałam właśnie z Arią po ośnieżonych błoniach. Tego roku śnieg spadł znacznie później niż zwykle, z czego się cieszyłam. Nigdy nie przepadałam za śniegiem. Podczas naszego spaceru byłam strasznie nieobecna, gdyż moje myśli zajmowała córka Voldemorta. Zresztą Aria też nie była zbyt obecna, ale u niej to ostatnio coraz częściej się zdarzało. Postanowiłam po raz kolejny podjąć temat Teodora.
- Jak tam Nott? - spytałam.
- No wiesz... - zaczęła ostrożnie czerwonowłosa nie patrząc na mnie. - Teo jest dosyć specyficzną osobą. Nie spotykamy się za często. A zresztą nieważne. Powiedz co u ciebie. Masz kogoś na oku? - nie było mi dane odpowiedzieć, gdyż przeszkodził mi pisk Arii. Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela Brown'a i Olivera McFields'a, którzy zbliżali się w naszą stronę, mając przygotowane śnieżki. Aria zaczęła zbierać śnieg i w ramach zemsty rzucać w Daniela, od którego przed chwilą dostała śnieżką. Ja wolałam odsunąć się i obserwować rozwój sytuacji z odległości. Już po chwili widząc, co chłopacy zrobili z Arią, wiedziałam, że to był bardzo dobry pomysł. Z uśmiechem obserwowałam całą sytuację, aż do chwili gdy Daniel zwrócił na mnie swą uwagę. Z refleksem wyjęłam z kieszeni zimowego płaszcza różdżkę i skierowałaś ją w Krukona.
- Nawet nie próbuj Brown.
- Daj spokój Em, trochę śniegu ci nie zaskoczy.-  odrzekł uśmiechając się szeroko.
- Zaraz tobie coś zaszkodzi. - warknęłam.
- Oj Emma nie bądź taka. - usłyszałam za plecami głos i nawet nie zdążyłam się odwrócić, bo już po chwili leżałam na ziemi. 
- Oliver, złaź ze mnie! - zaczęłam krzyczeć, w czasie gdy chłopak przywierający mnie do ziemi, zdążył się postarać by całe moje włosy zostały potraktowane śniegiem.
- Teraz możesz wstać. - uśmiechnął się szeroko Oliver, gdy skończył. Obok słyszałam śmiech Arii i Daniela. Krukon wystawił do mnie dłoń, by pomóc mi wstać, ale  jej nie przyjęłam. Byłam wkurzona. Wstałam, otrzepałam się i odeszłam od Krukonów w miejsce, gdzie mogłam spokojnie zapalić papierosa. Już po chwili poczułam jak dym papierosowy rozluźnia moje mięśnie gardła.
- Byś to rzuciła. - usłyszałam i podskoczyłam zaskoczona.
- Czego chcesz Oli? - zapytałam wyciągając w jego kierunku różdżkę.
- Hej, spokojnie. - podniósł do góry ręce w geście kapitulacji, a ja upewniając się, że nie będzie powtórki z rozrywki, schowałam różdżkę - A wracając do papierosów... Niepotrzebnie się tym trujesz.
- Wybacz, ale to akurat nie twoja sprawa.
- Wiem, wiem, ale po prostu... Zależy mi na tobie Em - nabrałam ochoty wykrzyczeć Oliverowi, że ma się odwalić, ale z drugiej strony... Nie chciałam go zranić. W końcu to mój przyjaciel i nie zasługuje na to żeby tak go traktować - Idziesz w sobotę do Hogsmeade? - zapytał Krukon.
- Tak.
- A chciałabyś pójść ze mną? - westchnęłam głośno.
- Oli...Już się umówiłam. Idę z Jasmine, Harry'm, Ronem i Hermioną, ale może innym razem? - uśmiechnęłam się sztucznie. 
- Tak, może innym razem. - spojrzałam w jego oczy i ujrzałam w nich... gniew? - Tylko zastanawia mnie jedna rzecz... Co ty widzisz w tych Gryffonach? Ciągle włóczysz się tylko z nimi i chyba zapominasz, że zostałaś przydzielona do Ravenclawu, a nie do Gryffindoru - jego głos był pełen złości, a ja zauważyłam, że chłopak pierwszy raz odezwał się do mnie w ten sposób. 
- O co ci chodzi Oli? - zapytałam spokojnie, mimo, że miałam ochotę powiedzieć coś wrednego. Specjalnie użyłam zdrobnienia imienia Krukona bo wiedziałam, że to lubi. Chciałam załagodzić sytuację i najwyraźniej to pomogło.
- O nic - uśmiechnął się lekko. - Tak, masz rację. Innym razem - I odszedł w swoją stronę.


***


Razem z Gryffonami zamierzałam najpierw odwiedzić Miodowe Królestwo. Już mieliśmy wchodzić do środka, kiedy nagle za rogiem budynku ujrzałam platynowe blond włosy, które idealnie kontrastowały z czarnym płaszczem.
- Wiecie co? - zwróciłam się do Gryffonów. - Idźcie do środka, ja zaraz do was dojdę - podeszłam bliżej miejsca gdzie znajdował się obiekt moich zainteresowań i byłam już pewna, że to Draco.
- Co tu robisz Malfoy? - spytałam, a chłopak odwrócił się w moją stronę zaskoczony i jakby trochę... przestraszony?
- Co ty tu robisz? - spytał przyjmując z powrotem na twarz obojętność.
- Sprawdzam co kombinujesz - wyjaśniłam lustrując chłopaka wzrokiem. Jak zwykle był ubrany w dobrym stylu, od razu było widać, że to arystokrata. 
- Mówiłem ci, że nie podoba mi się twoje wtykanie nosa w nie swoje sprawy - powiedział lecz bez złośliwości i po woli zaczął podchodzić w moją stronę.
- Coś tam wspominałeś. Ale spójrz... Idę sobie korytarzem, aż tu nagle widzę jak ktoś się znęca nad uczniem z mojego domu. Wyobrażałeś sobie, że jak zareaguję? Przejdę obojętnie?
- Gdybyś to zrobiła, nie byłabyś sobą. 
- No właśnie. Więc nie powinieneś tak na mnie naskakiwać.
- Okej, może faktycznie moje zachowanie wtedy było trochę niedojrzałe. Miałem gorszy dzień. A potem jeszcze ty mnie skrytykowałaś, czego nie lubię - przyznał, a ja nie wiedziałam czy dobrze słyszę. Draco Malfoy przyznaje, że jego zachowanie było niedojrzałe? To na pewno nie jest codzienność.
- Dobrze, że przynajmniej przyznajesz się do błędu. A tak w ogóle, jesteś sam? - spytałam.
- Musiałem tylko coś sprawdzić. Zaraz wracam do Blaise'a i Pansy - na dźwięk imienia Ślizgonki natychmiast pomyślałam o Voldemorcie. Zauważyłam jak Draco mi się przygląda, wywnioskowałam więc, że musiałam się skrzywić, więc powróciłam do normalnego wyrazu twarzy.
- Nienawidzę śniegu - oznajmiłam. - Zimno jak cholera.
- Chodzisz z gołą głową, więc nie dziwię się, że ci zimno.
- Wiem, wiem, muszę sobie kupić nauszniki.
- Lepiej byś sobie kupiła czapkę, a nie jakieś nauszniki - powiedział tonem, który sprawił, że przez chwilę pomyślałam, że... Draco się o mnie martwi?
- Ty też nie masz czapki - zauważyłam.
- Ja to co innego. Mi nie jest zimno, a poza tym jestem mężczyzną, a wszyscy doskonale wiedzą, że my jesteśmy odporniejsi od dziewczyn.
- Yhym. Spokojnie. Nic mi nie będzie, ja też jestem odporna.
- Taaa, każdy tak mówi dopóki nie wyląduje w łóżku z temperaturą 40 stopni.
- Nie musisz się o mnie martwić, poradzę sobie - powiedziałam z uśmiechem. - Ale lepiej wejdę już do ciepłego budynku, bo robi się coraz zimniej - zanim jednak odeszłam Draco chwycił mnie za ramię, przyciągnął do siebie i złożył na ustach namiętny pocałunek.
- Niech to cię chociaż trochę rozgrzeje - powiedział wpatrzony w moje brązowe oczy.
- Mmm... Na pewno - tylko to byłam w stanie wymruczeć.
- A i Verges, jeszcze jedno - zatrzymał mnie gdy chciałam odejść. - Wiem, że jestem piekielnie przystojny, ale na zaklęciach mogłabyś się skupić na lekcji, a nie na obserwowaniu mojego lewego profilu - nie miałam zamiaru udawać głupiej. Zamiast tego zastosowałam jego zagrywkę.
- To samo mogłabym powiedzieć do ciebie, tyle, że zaklęcia zamieniłabym na transmutację - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Przynajmniej choć raz nie zaprzeczasz oczywistemu - Draco odwzajemnił mój uśmiech, a ja w końcu mogłam odejść. Po odwiedzeniu Miodowego Królestwa, wybraliśmy się do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Spotkaliśmy tam Slughorna, który zaprosił mnie, Harry'ego i Hermionę na przyjęcie Bożonarodzeniowe. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i stwierdziliśmy, że wrócimy już do zamku. Kolejne wydarzenia w wiosce działy się zdecydowanie zbyt szybko. Na Katy Bell z Gryffindoru został rzucony urok. Natknęliśmy się na nią, gdy unosiła się wysoko w powietrzu, a z jej gardła wydobywał się dziwny dźwięk. Widok był przerażający. Przyszedł Hagrid, który zaniósł ją do skrzydła szpitalnego, a ja nawet nie pamiętam jak to się stało, że znalazłam się z powrotem w zamku i wraz z Gryffonami stałam właśnie przed McGonagall i Snape'm. Harry zaczął posądzać Draco. Był pewien, że to on jest odpowiedzialny za rzucenie uroku na Katy. Nie byłam, co do tego pewna. Malfoy był w Hogsmeade i wtedy gdy z nim rozmawiałam wyglądał jakby coś kombinował, ale... Jakoś nie chciałam wierzyć, że to Draco. 
- A panna Verges, co o tym sądzi? - Snape patrzył na mnie w taki sposób, że miałam wrażenie, że właśnie przeniknął wszystkie moje myśli. Potem przypomniałam sobie sytuację na korytarzu, gdy Draco przyciskał mnie do ściany, a Snape był jej świadkiem.
- Nie wiem... - odpowiedziałam niepewnie. - Naprawdę nie mam pojęcia kto rzucił urok na Katy Bell - Gdy wyszliśmy, zapytałam Harry'ego dlaczego myśli, że to zrobił Draco, a nie Pansy, która być może jest córką Voldemorta. Harry powiedział, że Malfoy jest dużo bardziej prawdopodobny, tym bardziej, że Parkinson prawdopodobnie nie ma pojęcia kim jest. Przyznawałam mu rację, próbując zachowywać się tak jak zawsze. Bo jeszcze parę miesięcy temu bez żadnego zawahania poparłabym jego teorię. Ale nie teraz... Teraz gdy zbliżyłam się do Draco. W głębi duszy jednak czułam, że to on jest odpowiedzialny za to co stało się Katy.


***


         Minęło parę tygodni. Znów zaczęłam się normalnie spotykać ze Ślizgonem. Siedziałam właśnie w jego dormitorium i strasznie cię korciło, aby spytać o Katy Bell oraz córkę Voldemorta. Stwierdziłam jednak, że to może być nierozsądne. Zaproponowałam więc grę w serię pytań.
- Potrafisz wyczarować patronusa? - zaczęłam od czegoś łagodnego.
- Nie, nigdy mi się to nie udało - odpowiedział i podrapał się po karku jakby z lekkim zakłopotaniem.
- Mogę cię nauczyć jeśli chcesz. To wcale nie jest takie trudne. 
- Dzięki za propozycję, ale nie sądzę abym miał wystarczająco szczęśliwe wspomnienie.
- Co? Na pewno jakieś masz, każdy ma. 
- Nie Verges, znam doskonale swoje wspomnienia i wiedziałbym gdyby któreś było wystarczająco silne - odpowiedział ostro, a ja poczułam przypływ współczucia do chłopaka. Jak to możliwe, że nie ma wystarczająco szczęśliwego wspomnienia? Spojrzałam na jego twarz, próbując dostrzec jakieś emocje, ale zobaczyłam tylko obojętność. A może to tylko maska?
- A co z tobą? Jaką formę przybiera twój patronus? - zapytał.
- Wilk. Jest naprawdę piękny. Zresztą uwielbiam wilki, w lesie obok mojego domu jest ich całkiem sporo. Ale czas na kolejne pytanie. Dowiem się w końcu co robisz, kiedy nie ma cię na zajęciach? Co ostatnio zdarza się coraz częściej...
- Już ci chyba kiedyś mówiłem, że to nie twoja sprawa - warknął. No tak, czego mogłam się po nim spodziewać?
- No tak, ale trochę to podejrzane, wiesz? - drążyłam temat. - Poza tym, w tym roku jest naprawdę wiele nauki, ja sama ledwo daję radę, więc myślę, że opuszczanie zajęć nie jest dobrym pomysłem.
- To nie twoje zmartwienie.
- Zamierzasz tak jak twoi rodzice wstąpić do szeregów Czarnego Pana? - wypłynęło z twoich ust. Zakryłam usta zaskoczona, że je zadałam, a na twarzy Draco także dało się ujrzeć zaskoczenie.
- Dlaczego o to pytasz Verges? 
- Tak z ciekawości - odpowiedziałam jakby nigdy nic. - Bo jeśli chcesz tam wstąpić, to radziłabym ci się nad tym najpierw porządnie zastanowić. Voldemort jest okrutny i wcale może tam nie być tak fajnie jak ci się wydaje. Chociaż z drugiej strony, gdy odmówisz, też za fajnie nie będzie. Voldemort cię za to ukaże, zabije, będzie torturował, cokolwiek mu do głowy przyjdzie. No chyba, że uciekniesz i będziesz się ukrywał, ale to też nie za ciekawa perspektywa. 
- Do czego zmierzasz? - spytał Draco, przyglądając ci się z zainteresowaniem.
- Chodzi o to, że... Jesteśmy skazani na porażkę. A przynajmniej ja, bo nie wiem jaką ty droga pójdziesz. Nigdy nie zgodziłabym się na służbę u Voldemorta. I nie chodzi tylko o to, że nie zgadzam się z jego poglądami. Jestem niezależną osobą i nie mam zamiaru nikomu służyć. Ale są tylko dwie perspektywy tego co mnie może spotkać. Voldemort prędzej czy później zaproponuje mi dołączenie do niego i co wtedy? Jeśli się nie zgodzę, będzie źle, a jeśli się zgodzę, będzie jeszcze gorzej. Ja nie mam żadnej przyszłości Malfoy ! Dopóki Voldemort żyje, nigdy nie będę mogła być tym kim chcę być. Każda moja decyzja jest skazana na porażkę. To jakby fatum nade mną ciążyło. Czysty tragizm... A ja jestem tragiczną bohaterką - dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak się rozgadałam i że z emocji aż wstałam. - Chociaż właściwie... - zamyśliłam się. - Może to wcale nie jest aż taka zła rzecz. Może w przyszłości będę o mnie pisać pieśni.
- Verges- zaczął Draco, a ja zauważyłam, że patrzy na mnie jak na wariatkę .- Im więcej cię słucham, tym coraz bardziej się zastanawiam, co ja do cholery z tobą robię.
- Taaa, bardzo śmieszne. Zobaczymy czy potem ci będzie tak wesoło.
- Nie chodzi o to. Po prostu najpierw mówisz całkiem poważnie, wręcz da się wczuć w sytuację. A potem wyjeżdżasz z czymś takim, że może tragizm jest dobry, bo będą o tobie pisać pieśni.
- Hej, ja tylko szukam pozytywów, przecież nie będę się dołować.
- Nie jesteś do końca normalna, ale i tak cię lubię - powiedział, po czym pociągnął mnie za nadgarstek, tak, że znalazłam się na jego kolanach. Zaczęliśmy się całować, a potem postanowiliśmy przenieść się na biurko. Objęłam go nogami, przyciągając do siebie jeszcze bliżej, a on włożył ręce pod moją bluzkę. Całowaliśmy się zachłannie i agresywnie i wtedy coś nam przeszkodziło. Drzwi od dormitorium Ślizgona otworzyły się. Oderwaliśmy się od siebie zaskoczeni, by zobaczyć kto raczył nam przeszkodzić. Stał tam mężczyzna o długich platynowych blond włosach i szarych oczach, które wyrażały zaskoczenie, tak samo wielkie jak nasze. Lucjusz Malfoy. Nie wiedziałam co zrobić, gdyż nie spodziewałam się jego tutaj - Ojcze, nie wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział Draco, tak samo zaskoczony wizytą mężczyzny. W końcu zrozumiałam, że powinnam zeskoczyć z biurka, co zrobiłam i zaczęłam poprawiać bluzkę.
- Wiem synu, powinienem cię uprzedzić. Nie miałem najmniejszego zamiaru wam przeszkadzać. W każdym razie miło znów cię widzieć Emmo - uśmiechnął się do mnie.
- Tak... Pana też... To znaczy nie... Nieważne 
- Następnym razem naucz się pukać - pouczył Draco ojca, który cały czas wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.
 - To może ja już lepiej pójdę - powiedziałam i szybkim tempem wyminęłam Lucjusza, opuszczając dormitorium Ślizgona.
- Do zobaczenia wkrótce Emmo - usłyszałam jeszcze głos Lucjusza. Musiałam jak najszybciej znaleźć Gryffonów i powiedzieć im, że Lucjusz Malfoy jest w zamku. Oczywiście nie wspominając  o okolicznościach w jakich go spotkałam. Przyjaciele powinni jednak wiedzieć, że mężczyzna nie znajduje się już dłużej w Azkabanie, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego tak szybko go wypuścili. Nie musiałam długo szukać Gryffonów, bo już po chwili wpadłam na nich, wychodzących z Wielkiej Sali.


***


 W tym samym czasie w dormitorium Draco.
- Nie wiedziałem, że tak szybko cię wypuszczą - oznajmił Draco i z włożonymi rękami w kieszeni, oparł się o biurko, gdzie przed chwilą siedziała Emma.
- A ja nie wiedziałem, ze zaprzyjaźniłeś się z dziewczyną Verges'ów. Zawsze myślałem, że nie przepadacie za sobą.
- Bo tak było.
- To bardzo dużo zmienia - rzekł Lucjusz, a Draco spojrzał na niego pytająco. - Cokolwiek robisz z tą dziewczyną, kontynuuj to. Twój związek z nią mógłby pomóc naszej rodzinie odzyskać dawną potęgę.
- Niby w jaki sposób?
- Po prostu rób dalej to, co robisz, byle tylko pozostała przy tobie. Nie powinno to być trudne, bo to nie żadna tajemnica, że potrafisz oczarować dziewczyny. Jestem z ciebie taki dumny synu - mężczyzna położył dłonie na ramionach Draco i spojrzał mu w oczy. - Ta dziewczyna to idealna partia dla ciebie.
- Nie rozumiem cię ojcze. Niby jak ona może być dla mnie idealną partią? Teoretycznie to zdrajczyni krwi.
- Jednak teoria nie przeszkadza ci w wykonywaniu praktyki, co? - uśmiechnął się. - Na razie rób to, co do ciebie należy i nie zawracaj sobie głowy niczym innym. - Lucjusz nic więcej nie powiedział. A Draco nie naciskał. 


***


- Hej, bo tak sobie myślę, że przecież nie można brać pod uwagę tylko Parkinson. Może to wcale nie jest ona. Co myślicie o młodszej Greengrass? Astorii, czy jak jej tam? - spytałam, obserwując dziewczynę siedzącą przy stole Ślizgonów.
- Jest od nas o 2 lata młodsza, co znaczy, że urodziła się rok po tym jak Voldemort stracił moc. To nie może być ona. 
- Nie, Harry, Em ma rację - wtrąciła Hermiona. - Urodziła się rok po tym jak Voldemort stracił moc, ale nie wiadomo w którym miesiącu. Trzeba by było poznać jej dokładną datę urodzenia, ale to może być ona.
- Wciąż nie rozumiem jak ktoś mógł w ogóle tknąć Voldemorta... - rzekła Jasmine.
- A kto powiedział, że ktoś chciał go tknąć? - spytałam.
- Gwałt?
- Kto wie? A wiecie dlaczego w ogóle przyszła mi na myśl Greengrass? Zapomniałam wam o tym mówić, ale ostatnio dostałam list od rodziców, w którym napisali, że wybieramy się na sylwestra do Greengrass'ów, którzy organizują jakiś bal. Już im odpisałam, że nigdzie nie idę, ale nie w tym rzecz. Nie sądzicie, że to idealna okazja, aby Voldemort połączył się z córką? 
- A to znaczy, że po świętach w Hogwarcie może się zmienić wiele rzeczy... - przyznał Harry, a następnie z powrotem zapatrzył się w mapę Huncwotów.
- Ale czekajcie... - zaczęła Jas  - Przecież Harry powiedział, że dziewczyna nie jest z natury zła. Może rzeczywiście... Nie jest.
- Dumbledore powiedział, że będzie musiała wybrać jaką drogą chce pójść. Może i rzeczywiście wybierze tą dobra, w co szczerze wątpię, bo z tego co wiem, to dziewczyna ma ogromną moc. W końcu to dziedziczka Salazara Slytherin'a. Ale to jest Voldemorta jedyny potomek. On nie przestanie, dopóki ona nie stanie się taka, jaką on by chciał.
- Czyli nie ma nadziei... - stwierdziła Jasmine, ale nikt nie chciał jej przyznać racji.
- Malfoy znowu siedzi na wieży astronomicznej - powiedział Potter, wskazując miejsce na mapie.
- O matko, Draco Malfoy siedzi na wieży astronomicznej. Skandal! - zakpiła Spencer.
- Harry przestań, ty masz już obsesję - powiedziała Hermiona, a tobie nagle wpadło coś do głowy.
- Mam pomysł. Jeśli tak cię interesuje Harry, co Malfoy robi na wieży astronomicznej, to może mogłabym to sprawdzić. Mogę tam pójść - perspektywa zobaczenia chłopaka, sprawiała, że miałam uśmiech na twarzy, a jeszcze w dodatku legalnie... Poza tym może faktycznie coś kombinuje i Harry'ego obsesja okaże się być uzasadniona.
- Niby po co ? - spytała Granger. - I co mu powiesz? To by było zbyt dziwne.
- Może Jas pójdzie z tobą? - Harry spojrzał na Gryffonkę.
- O nie, nie, ja już się umówiłam, nie mam czasu na szpiegowanie Malfoy'a.
- Ale ja mam. Z chęcią sobie po szpieguję. Idę. 
- Em, a czy ty przypadkiem nie miałaś się dzisiaj spotkać z McFields'em? - zapytała Jas. No tak... Stanęłam na środku Wielkiej Sali, zastanawiając się co zrobić.
- Odwołam to - ruszyłam do stołu Krukonów. Przeprosiłam chłopaka, powiedziałam, że mam do załatwienia bardzo ważną sprawę i obiecałam, że następnym razem na pewno gdzieś pójdziemy. Gdy doszłam do wieży astronomicznej, Draco wciąż tam był. Stał opierając się o barierkę i obserwując rozprzestrzeniający się przed nim krajobraz. Nie miałam zamiaru ujawniać swojej obecności. Jeszcze nie. Podeszłam po cichu i oparłam się o barierkę.
- Uwielbiam widok z wieży astronomicznej - rzekłam, a chłopak aż podskoczył.
- Boże, Verges, nie strasz mnie. - zachichotałam, obserwując błonia.
- Co ty tu właściwie robisz?
- Obserwuję. Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - zapytał.
- Co sprawia, że myślisz, że wiedziałam, że tu jesteś?
- Verges, nie mam ochoty na żadne gierki - powiedział poważnie, a krajobraz hogwarcki już mu się znudził. Teraz wpatrywał się we mnie
- Harry zobaczył cię na mapie - odpowiedziałam, nie mając ochoty kłamać.
- Co ? Na jakiej mapie ?
- Mapie Huncwotów - powiedziałam jakby to było oczywiste.
- Co to jest mapa Huncwotów?
- To mapa na której widzisz gdzie kto się znajduje w danym momencie. Pokazuje praktycznie cały Hogwart - wyjaśniłam. - Na szczęście twojego dormitorium tam nie ma. Co za ulga - zachichotałam, nie mając pojęcia dlaczego jestem z nim taka szczera.
- Potter posiada taką mapę? - spytał zaintrygowany.
- Yhym. Ostatnio dostał małej obsesji na twoim punkcie.
- Więc wie, że jesteś tu teraz ze mną?
- Tak. Zastanawiał się, co tutaj robisz, a ja postanowiłam to sprawdzić. Podejrzewa cię o rzucenie uroku na Katy Bell - postanowiłam przejść do rzeczy. Spojrzałam w oczy Draco, ale one... Nie wyrażały nic.
- A ty? Sądzisz, że to zrobiłem? - zaczął się do mnie przybliżać, ale wyciągnęłam rękę, powstrzymując go.
- Bezpieczna odległość - szepnęłam jakby ktoś mógł nas usłyszeć. - Nie wiem. Ty mi powiedz.
- Nie rzuciłem na nią uroku - jego głos był pewny, ale nie do końca mu uwierzyłam. Nim ugryzłam się w język zadałaś kolejne pytanie.
- Wiedziałeś, że Voldemort ma córkę? - I wtedy w jego oczach pojawił się szok. Nie wiedział.
- Żartujesz.
- Ani trochę. Ona uczy się w Hogwarcie, ale nie wiem kto to jest. Myślę, że to ktoś ze Slytherinu.
- Nie miałem o tym pojęcia, rodzice nic mi nie powiedzieli i... Nie wiem kto to może być. A ty skąd właściwie o tym wiesz?
- To nieistotne. Na mojej liście podejrzanych znajduje się Parkinson i młoda Greengrass.
- Oszalałaś? To nie one, nie ma szans.
- Jesteś pewien?
- Pansy i jej rodzinę znam zbyt dobrze. To na pewno nie ona. Rodzinę Greengrass'ów też znam i wątpię, żeby to miała być Astoria. 
- Podobno ona nie wie o tym, że jest jego córką. To może być każdy. Są w Slytherinie jakieś sieroty?
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale przyjrzę się dziewczynom ze Slytherinu - wyjął papierosa i odpalił, a następnie zaciągnął się mocno.
- Powiadomisz mnie jeśli czegoś się dowiesz? - spytałam z nadzieją.
- Żebyś od razu poleciała do Potter'a? - zakpił. No tak, prędzej piekło zamarznie niż Draco Malfoy będzie współpracował z Harry'm Potter'em - Ale okej - powiedział po chwili.- Jeśli czegoś się dowiem, będziesz pierwszą osoba, której o tym powiem. Liczę, że ty zrobisz to samo.
- Zrobię 


***


         Był wieczór. Staliśmy przed zamkiem, a ja paliłaś papierosa. Wybieraliśmy się właśnie na przyjęcie do Slughorn'a, dlatego też byliśmy ubrani wieczorowo. Włosy związałam w koka, pozwalając pojedynczym kosmykom wypływać na twarz.
- I co, dowiedziałaś się co robił na tej wieży astronomicznej? - zamyśliłam się. Kompletnie zapomniałaś o to spytać Draco. Nie żeby ci powiedział...
- Chyba potrzebował pomyśleć. I Harry, proszę cię, skończ już, bo ty rzeczywiście masz obsesję.
- Może i masz rację. Ale ja i tak wiem, że on coś kombinuje i znajdę na to dowody. W każdym razie... Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. Wtedy gdy byłaś z Malfoy'em na wieży... Nie byliście tam sami.
- Co? O czym ty mówisz? - spytałam zaskoczona i przerażona, nawet nie zauważając, że papieros się skończył i zaczął przypalać ci palce. Syknęłam z bólu i upuściłam niedopałek.
- McFields tam był przez cały czas, obserwował was.
- Nie mówisz poważnie - chciałam, żeby Gryffon zaprzeczył, ale on tego nie zrobił. - O cholera.- wróciłam myślami z powrotem do tego wieczoru, zastanawiając się o czym właściwie rozmawialiśmy. Oprócz córki Voldemorta oczywiście. Obawiałam się, że Oliver mógł usłyszeć lub zobaczyć coś, co ukazywało by twoją relację z Draco.
- Em, on ma obsesję na twoim punkcie - stwierdził Harry.
- Wiem, ale co mam zrobić? Dałam mu ostatnio do zrozumienia, że nie ma liczyć na nic więcej niż przyjaźń. - zaczęliśmy się kierować w stronę zamku, a ja dopiero teraz zauważyłam jak bardzo oblodzony jest dziedziniec. Wysokie buty i lód to zdecydowanie niezbyt dobre połączenie. Już po chwili się o tym przekonałam, gdy poślizgnęłam się i omal nie upadłam. Omal, bo ktoś zdążył mnie złapać. Znałam ten dotyk. I to nie był Harry.
- Uważaj jak chodzisz Verges- powiedział Draco, gdy już mnie puścił, a następnie dokładnie obadał mój wygląd wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. - A ty Potter lepiej pilnuj swojej dziewczyny, bo ktoś ci ją czmychnie sprzed nosa - dodał i odszedł. Miałam ochotę krzyknąć, że nie jestem dziewczyną Potter'a, ale potem zrozumiałam, że przecież Draco doskonale o tym wie. Gdy dotarliśmy na przyjęcie, od razu zostaliśmy powitani przez Slughorn'a.
- Harry i Emma, jak wy pięknie ze sobą wyglądacie. Od kiedy jesteście razem? 
- To nie tak, my wcale nie, my tylko...
- Przyszliśmy jako przyjaciele - dokończyłam za Harry'ego.
- Oh przepraszam, myślałem, że to coś więcej, mój błąd. - przyjęcie wcale nie było takie złe, jak myślałam, że będzie. Właściwie było całkiem zabawnie. Pośmiałam się z Hermiony, chowającej się przed McLaggen'em, z którym przyszła, a następnie rozbawiło mnie to jak McLaggen zwymiotował na buty Snape'a, gdyż Harry wkręcił mu, że zjadł smocze jaja. Poznałam także wampira, jednego ze znajomych Slughorn'a. 


***


         Był dzień wyjazdu na święta. Wśród uczniów panowały wesołe nastroje, wielu z nich cieszyło się z perspektywy zobaczenia się z rodziną. Ale nie ja... Ja wolałabym zostać na święta w Hogwarcie, pojechać do nory lub do Jas. Wspomniałam o tych planach rodzicom w liście, oni jednak się uparli, że muszę koniecznie wrócić do domu.  W pociągu Harry opowiedział nam, gdzie i dlaczego zniknął na przyjęciu u Slughorna. Okazało się, że poszedł za Snape'm i Draco i podsłuchał ich rozmowę. Z tego co usłyszał, Snape zawarł z Narcyzą Malfoy wieczystą przysięgę, czyli taką, której nie można złamać. Ma on chronić i pomagać Draco w zadaniu, które ślizgon rzekomo ma wykonać. Zrozumieliśmy, że Draco musiał dostać jakieś zadanie od Voldemorta, ale nie wiedzieliśmy jakie. Nie miałam wątpliwości co do słów Harry'ego, wiedziałam, że mówi prawdę, ale... To nie wywarło na mnie żadnego wrażenia. Równie dobrze Harry mógłby opowiadać o zakupach w supermarkecie. Potem znów rozmawialiśmy o córce Voldemorta. Byłam właśnie w toalecie i wracałam do swojego przedziału. Poczułam jak na kogoś wpadam... 
- O hej Oli, co tam? - zapytałam jakby nigdy nic, dopiero po chwili przypominając sobie, że Krukon widział mnie wtedy na wieży astronomicznej z Draco. 
-Dobrze - odpowiedział obojętnie i spojrzał mi w oczy, ale jego spojrzenie... było dziwne. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, czułam się odrobinę zakłopotana. Chciałam odejść, ale... - Więc Emmo... - zaczął strasznie oficjalnym tonem, kompletnie do niego niepodobnym. - Co to była za ważna sprawa ostatnio, że musiałaś odwołać nasze spotkanie? - w jego głosie dosłyszałam coś w rodzaju drwiny. I co teraz miałam odpowiedzieć? On doskonale wiedział co robiłam, bo przecież był tam. Spuściłam wzrok na dół, a następnie znów spojrzałam na chłopaka.
- Jeśli bym ci powiedziała, musiałabym cię zabić - powiedziałam udając powagę, a Oliver spojrzał na mnie zdezorientowany - Zawsze w mugolskich filmach tak mówią. - wyjaśniłam, na co on tylko pokiwał głową.
- Powinnaś uważać Emma. Na to co mówisz i co robisz - zagroził, a następne nachylił się nad moim uchem, tak, że poczułam jego chłodny oddech. - Ponieważ znam twój mały sekret. Twój i Malfoy'a - natychmiast się od niego odsunęłam.
- Nic nie wiesz - powiedziałam, starając się przyjąć obojętny wyraz twarzy. Oliver roześmiał się.
- Myślisz, że nie wiem gdzie się wymykasz wieczorami? - jego uśmiech był... psychopatyczny. Ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem, a następnie mocno trącając ramieniem, odszedł. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Byłam cała blada. On naprawdę wiedział. Jak długo? I przez ten cały czas udawał? Zawsze ignorowałam Olivera i nigdy nie traktowałam go poważnie, a teraz zrozumiałam, że to był błąd.
- Emma, wszystko w porządku? - usłyszałam głos i gdy spojrzałam w bok, ujrzałaś zatroskaną Lunę Lovegood.
- Tak, nic mi nie jest - zmusiłam się do uśmiechu.
- Cóż, powinnaś pójść po swoje rzeczy bo właśnie dojeżdżamy - spojrzała rozmarzona w okno i odeszła podskakując. Pociąg zatrzymał się na peronie 9 i 3/4 w Londynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Layout by Neva