czwartek, 6 kwietnia 2017

Święta, święta i po

      Ród Verges'ów to jeden z najstarszych rodów czarodziejów. Jego początki sięgają przełomu XV i XVI w., jednak dokładna data jest nieznana. Od wieków rodzili się w nim czarodzieje, ale zdarzały się też wyjątki. Ten jednak kto nie urodził się z magicznymi mocami i został wydziedziczony przez rodzinę, zazwyczaj osiągał w życiu wiele. Tyle, że jako mugol. Verges'owie z wyjątkiem tego, że tępią mugolaków i mugoli znacznie różnią się od inny czarodziejów czystych rodów. Na przykład nie są tradycjonalistami. Zazwyczaj każdy z rodów posiada jakąś posiadłość, która następnie przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Nie u Verges'ów. Rezydencja, w której mieszkam z rodzicami została wybudowana zaledwie 30 lat temu. Znajduje się kilka mil za Londynem i jest połączeniem nowoczesności i klasyki. Nie jest jakoś specjalnie wielka, choć dla mnie i tak za duża. Można powiedzieć, że w większość pomieszczeń byłam może raz w życiu, a są tu też takie, w których nie byłam wcale. Przed posiadłością rozprzestrzenia się średniej wielkości ogród, który jest naprawdę piękny. Znajduje się tam wiele magicznych roślin, ale można też znaleźć te niemagiczne. Całą rezydencję otaczają lasy i pola, znajduje się totalnie na odludziu, ale nie jest nienanoszalna tak jak na przykład dwór Malfoy'ów. W lesie znajduje się niewielkie jeziorko gdzie spędzam dużo czasu w wakacje. Ogólnie rzecz biorąc uwielbiam ten las, a także jego mieszkańców, szczególnie wilki. Siedziałam właśnie na parapecie okna podziwiając krajobraz znajdujący się na zewnątrz. Ośnieżony ogród zdecydowanie nadawał klimat świętom. Obadałam wzrokiem mój pokój. Wbrew pozorom nie był urządzony w kolorach mojego domu, jakim są niebieski i brąz (pokój). Dziwnie się czułam przebywając teraz w domu. Ostatni raz byłam tu w zeszłoroczne wakacje, gdyż ostatnie w połowie spędziłam w Stanach Zjednoczonych, w mieście Konoxville, w stanie Tennessee u mojej ciotki Lily Edrl, siostry mojej mamy. Lily tak jak ja w Hogwarcie należała do Ravenclaw i tak samo jak ja nie miała nic do mugolaków i mugoli. To dlatego w rodzinie często była nazywana czarną owcą. Za to drugą połowę wakacji spędziłam w Londynie, gdzie przebywałam u Jasmine i Weasley'ów. Stało się tak, gdyż po tym co się wydarzyło w Departamencie Tajemnic nie chciałam wracać do domu. Niby już wcześniej wiedziałam, że ojciec jest Śmierciożercą, ale dopiero wtedy zobaczyłam to na własne oczy. Co do zeszłorocznych świąt, spędziłam je z rodzicami we Włoszech gdzie mieszka brat ojca i zarazem mój chrzestny - Alan wraz z żoną Melanią i synem John'em - moim kuzynem, starszym ode mnie o 3 lata. Tego roku oni przyjeżdżają do nas razem z dziadkami od strony ojca. Lily niestety nie przyjedzie ze względu na to, że jest pokłócona z moją matką i spędzi święta z moją drugą babcią w Irlandii gdzie ta mieszka.
Postanowiłam zejść na dół do salonu.
- Emma, chcielibyśmy z tobą porozmawiać - usłyszałam głos Adama Verges'a - mojego ojca. Podążyłam z nim do salonu gdzie czekała już matka - Jessica z rodu Edrl'ów.
- Jak dobrze wiesz jutro przyjeżdżają do nas goście - zaczęła Jessica.
- Chcielibyśmy... - Adam spojrzał na mnie jakby zastanawiał się co powiedzieć - chcielibyśmy żebyś zachowywała się stosownie.
- Macie na myśli, że nie powinnam otwarcie wyrażać swojego zdania? - spytałam.
- Dokładnie. Co innego przy nas, a co innego przy dziadkach...
- Tak, tak rozumiem. Ale powiedzcie... Czy ja kiedykolwiek zachowywałam się niestosownie? Zawsze siedzę cicho i odpowiadam na zadane mi pytania, a tak to udaję, że mnie nie ma.
- Możesz się udzielać, chodzić tylko o to...
- Wolę się  w ogóle nie udzielać. I tak nie lubię dziadków.
- Emma....
- No co? Zawsze są tacy sztywni i chyba nigdy nie widziałam żeby się śmiali. Oh nie, zapomniałam śmiali się. Z krzywd mugoli. Jakby było w tym coś do śmiechu. Dobrze, że przynajmniej John przyjeżdża. Nie widziałam go chyba od roku.
- No dobrze. A i jeszcze jedno. W drugi dzień świąt odwiedzą nas Malfoy'owie wraz z Draconem.
- Okej... - odpowiedziała udając obojętną, chociaż w głębi ucieszyła mnie ta wiadomość. Ostatni raz widziałam Draco na przyjęciu u Slughorn'a i nawet nie miałam szansy się z nim pożegnać przed wyjazdem. Przypomniało mi się nagle, że chciałam zapytać rodziców o córkę Voldemorta i uznałam, że teraz jest dobra okazja - Mamo, tato... - zaczęłam niepewnie.
- Tak Emmo?
- No bo wiecie... Słyszałam w szkole takie plotki i chciałabym was o to zapytać, ale nie jestem pewna czy powiecie mi prawdę, no i...
- Do rzeczy - przerwał mi Adam
- Chodzi o Voldemorta.
- Czarnego Pana - poprawiła mnie matka.
- Czarnego Pana - poprawiłam się z wyczuwalną drwiną - No bo chodzi o to, że wiem, że on ma córkę i chciałabym się dowiedzieć kim ona jest, a patrząc na to, że jesteście moimi rodzicami, mam nadzieję, że udzielicie mi szczerej odpowiedzi. - powiedziałam i uśmiechnęłam się zachęcająco. Rodzice wyglądali jak sparaliżowani i nie mogli wydusić z siebie ani słowa.
- Jak się dowiedziałaś? - zapytał w końcu ojciec, zachowując spokój.
- To nie istotne. Powiecie mi kto to jest czy mam zgadywać? Bo mam pewne domysły i jak na razie na mojej liście znajdują się Parkinson i Astoria Greengrass. - mówiąc to uważnie obserwowałam rodziców i zauważyłam, że oddychają z ulgą - To nie one? - spytałam rozczarowana. Niby Draco mówił, że nie ma szans, że to któraś z nich, ale jednak miałam nadzieję, że się myli.
- Nie możemy ci tego wyjawić - stwierdził Adam.
- Co to znaczy, że nie możecie...
- Możemy ci jedynie zagwarantować, że to nie jest ani Pansy, ani Astoria. - przerwała mi jak zawsze Jessica.
- Wy naprawdę nie rozumiecie tego, że ja muszę to wiedzieć? Co jeśli zaszłam tej osobie za skórę i co kiedy ona się dowie czyją córką jest i jaką moc posiada? Aż tak obojętne jest wam moje życie - postanowiłam zastosować taktykę brania ich na litość.
- Oczywiście, że twoje życie nie jest na obojętne, jak w ogóle mogłaś tak powiedzieć? - spytał Adam.
- I tak się tego dowiem wcześniej czy później, po co opóźniać coś co i tak się wydarzy?
- Nie teraz Em. Po prostu bądź cierpliwa, a wszystkiego się dowiesz.
- Jasne... - pokiwałam zrezygnowana głową i udałam, że idę do pokoju. Jednak tylko pozornie, bo postanowiłam ukryć się i podsłuchać rozmowę rodziców.
- Adam, ona skojarzy fakty. - usłyszałam głos matki, w którym wyraźnie dało wyczuć się troskę.
- Nie skojarzy. Nawet jej takie myśli przez głowę nie przejdą.
- A jeśli przejdą? Co wtedy?
- Daj mi spokój kobieto - warknął Adam - Nie zamartwiaj się nie potrzebnie, a najlepiej zejdź mi z oczu. - nie zwróciłam większej uwagi na to jak mój ojciec odezwał się do matki. Bardziej zainteresowały mnie słowa Jessici, mówiące, że skojarzę fakty. Po prostu musiałam tylko skojarzyć fakty...


***


    Następnego ranka poczułam duży ciężar na klatce piersiowej, a następnie usłyszałam nad głową miauczenie Demona. Na początku poczułam złość na kota, że budzi mnie tak wcześnie, ale potem przypomniałam sobie, że przecież dzisiaj święta. A to oznacza... Prezenty! Mimo wszystko nie byłam do tego wszystkiego jakoś optymistycznie nastawiona, wiedziałam, że od rodziców dostanę tylko jakieś rzeczy przeznaczone dla arystokratów. W końcu jednak wygramoliłam się z łóżka i zeszłam do salonu gdzie pod wielką choinką, stało kilka paczek prezentów.
- Wszystkiego najlepszego kochanie - powiedziała matka, uśmiechając się ciepło w moją stronę.
- Otwórz prezenty - ponaglił ojciec, który także się do mnie uśmiechną. Sceptycznie nastawiona podeszłam do choinki i otworzyła prezent od rodziców.
- Kupiliście mi sowę? - spytałam niedowierzająco i obserwując małą śnieżnobiałą sówkę, która siedziała w klatce i wpatrywała się we mnie swoimi niebieskimi oczkami z zainteresowaniem.
- Wiemy, że to trochę mało... - zaczął Adam.
- Żartujesz? To najlepszy prezent jaki w życiu od was dostałam.
- Wymyśliłaś już imię? - spytała mama.
- Hmm... skoro mam już Demona. To to będzie Duch! Idealnie. Chyba, że to ona...
- Nie, spokojnie, to on - zaśmiał się Adam. Ujrzałam jak Demon siedzący obok zazdrośnie obserwuje mnie wpatrzoną w sowę i przez chwilę zaczęłam się obawiać czy nie będzie chciał jej zjeść. Po tym kocie można się wszystkiego spodziewać. Natychmiast do niego podeszłam i zaczęłam go zapewniać, że kocham go najbardziej na świecie. Mimo, że wyglądał na nie przekonanego, wiedziałam, że wcześniej czy później mu przejdzie. Zabrałam się za rozpakowywanie kolejnych prezentów. Po kolei odpakowywałam paczki od Jas, Harry'ego, Rona, Hermiony i tak dalej, aż w końcu dotarłam do ostatniego prezentu. Było to srebrne i podłużne pudełeczko i nie miałam wątpliwości, że w środku znajduje się biżuteria. Otworzyłam je i ujrzałam tam piękną srebrną bransoletkę, wypełnioną szlachetnymi kamieniami w środku. Przejechałam palcami po bransoletce i jedno było pewne. Musiała kosztować fortunę. Zaczęłam się rozglądać za jakąś karteczką czy czymś w tym rodzaju, w celu zidentyfikowania od kogo mogłam dostać ten podarunek. Niestety nic nie było. Na myśl przychodził mi tylko Draco. To na pewno on. Poza tym szmaragd i srebro to barwy Slytherinu i tylko on mógł wydać tyle pieniędzy. Po tym całym zamieszaniu z prezentami usiadłam w salonie na kanapie - Co jest Emmo? - zapytał ojciec siadając obok mnie.
- Nic. Tak sobie myślę...
- Ładna bransoletka - rzekł spoglądając na moją prawą rękę - Od Dracona?
- Yyy... co? Nie wiem od kogo jest, dlaczego myślisz, że od niego?
- Słyszałem, że wasza dwójka ostatnio się do siebie zbliżyła. Rozmawiałem z Lucjuszem i powiedział mi, że...
- Dobra. Nie musisz mówić co powiedział - powiedziałam lekko skrępowana - Poważnie ci powiedział?
- No tak. - Adam spojrzał w dół też jakby lekko skrępowany. Z jednej strony byłam zła na Lucjusza Malfoya, że musiał wejść akurat wtedy przyłapując nas na czymś takim, ale z drugiej strony dobrze, że nie wszedł jakieś 5 minut później... - No więc... - kontynuował - chodzicie ze sobą?
- Nie tato, nie chodzimy ze sobą.
- W każdym razie, nigdy ci o tym z mamą nie mówiliśmy, ale jak dobrze wiesz kiedyś byliśmy z Malfoy'ami bardzo dobrymi przyjaciółmi. Kiedy ty i Draco byliście mali, uzgodniliśmy, że w przyszłości się pobierzecie.
- Co? - spytałam niezbyt inteligentnie, nie bedąc pewna czy dobrze usłyszałam.
- Potem to przestało być aktualne...
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, że mamy XXI wiek!? Nie średniowiecze!
- Jak powiedziałem, przestało to być aktualne, ale poza tym czy to byłaby jakaś zła perspektywa? Przecież się polubiliście.
- Nie darzę go już taką wrogością jak kiedyś - sprostowałam - A poza tym i tak bym nie mogła za niego wyjść nawet jak bym chciała, właśnie dlatego, że wy byście tego chcieli... O tak dla zasady.
- Cała ty. - Adam pokiwał głową z uśmiechem - Wiesz, że bardzo cię kocham i zawsze będziesz moją małą córeczką? Cokolwiek się stanie. - spojrzałam zaskoczona na ojca. Czy on to naprawdę powiedział? To nie to do czego jestem przyzwyczajona.
- Wow... Powiedziałabym to samo, ale zawsze mam problem z okazywaniem uczuć. No wiesz...
- W początku Emma. Nie musisz nic mówić. - poklepał mnie po ramieniu i poszedł. Niby zawsze w pewnym sensie byłam córeczką tatusia, ale nie przypominam sobie aby ojciec kiedykolwiek powiedział, że mnie kocha.


***


      Wybiła godzina 18. Zaraz zjawi się reszta Verges'ów. Byłam już ubrana wieczorowo i stałam z rodzicami przed drzwiami wyczekując gości. Nie miałam najmniejszej ochoty na branie udziału w tej kolacji. Jako pierwsi pojawili się Sara i Mark Verges - rodzice mojego ojca. Oboje mieli siwe włosy, a Mark dodatkowo zaczął łysieć. Ich oczy były błękitne jak każdego członka rodziny Verges  z wyjątkiem mnie. Byli ubrani w jak najbardziej arystokratycznym stylu, chociaż według mnie wyglądali jak z innej epoki. Ich postawa jak i spojrzenie było bardzo sztywne, chłodne i przepełnione pewnością siebie.
- Adamie, Jessico miło was widzieć - powiedziała dyplomatyczne Sara. Dopiero po chwili mnie dostrzegając - Oh Emma, witaj - objęła mnie jednak z  niezbyt wielkim przekonaniem.
- Emma, wyrosłaś na bardzo ładną dziewczynę. - zwrócił się do mnie Mark i objął mnie z trochę większym przekonaniem niż Sara, lecz z tym samym chłodem. Kolejni w drzwiach pojawili się Alan i Melania Verges. Alan był dość podobny do mojego ojca. Ciemne włosy, jasne oczy, podobny wyraz twarzy. Był na ogół radosnym mężczyznom, lubiłam z nim żartować, jednaka zdarzało mu się być też sztywnym i surowym. Jego żona Melania pochodząca z jednego z bardziej znanych włoskich rodów. Miała bardzo ciemnie włosy, które zawsze wiązała w wysokiego koka i brązowe oczy. Była dosyć poważną i chłodną osobą, przy której trzeba uważać na to co się robi i mówi. Przywitali się ze mną i w końcu w drzwiach pojawiła się osoba, na którą najbardziej czekałam. John (Jo) Verges - czysta kopia Alana z wyjątkiem włosów, które były trochę ciemniejsze i bardziej przypominały odcień Melanii. W latach szkolnych uczęszczał do Drumstrangu, a podczas Turnieju Trójmagicznego przebywał w Hogwarcie, gdzie zaczął umawiać się z Cho Chang. Jo jednak nigdy nie był osobą, która szuka związków na długo, więc ten też nie trwał długo. To właśnie on dał mi pierwszy alkohol i pierwszego papierosa, kiedy miałam 13 lat! Co prawda ma takie same przekonania jak reszta rodziny, ale nigdy mi to jakoś szczególnie nie przeszkadzało. Bo kiedy widzę ten jego szeroki uśmiech na ustach, wszystkie inne zmartwienia znikają.
- Choć tu kuzynko, kopę lat! - rozłożył szeroko ręce, a ja od razu się na niego rzuciłam. Humor automatycznie mi się poprawił. Zasiedliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść. Dorośli rozmawiali o pracy i innych tego typu rzeczach.
- Piękna bransoletka Emmo - zwróciła się do mnie Melania - dostałaś na święta?
- Tak.
- Od kogo? - zaciekawił się dziadek.
- Nie mam pojęcia, zapewne od jakiegoś tajemniczego wielbiciela - odparłam obojętnie.
- Pewnie masz ich wielu. - uśmiechnął się do mnie John.
-John, lepiej powiedz jak ci tam idzie praca we włoskim Departamncie Tajemnic? - spytał Adam.
- Pracujesz w Departamncie Tajemnic? Dlaczego nic mi o tym nie wiadomo? - oburzyłam się.
- Jakoś nie było okazji, aby cię poinformować. A właściwie to jestem zastępcą szefa. - oznajmił mój kuzyn z dumą.
- Serio? Całkiem spoko praca... chyba. Tajemnice i w ogóle. Jak nie zostanę aurorką, to też może się tam załapie.
- Chcesz byś aurorką? - zapytała Sara - Nigdy o tym nie wspominałaś.
- No tak jakoś wyszło... - powiedziałam lekko zakłopotana, zdając sobie sprawę, że znajduję się w domu pełnym Śmierciożerców, może w wyjątkiem Johna. Dziadkowie patrzyli na mnie wzrokiem dziwnym do określenia. Nie miałam jednak wątpliwości, że ujrzałam w nich pogardę. Wzrok Melanii wcale nie był lepszy.
- Emma ma jeszcze czas, powiedz teraz lepiej jak ci idzie w szkole? - zwrócił się do mnie Alan, widząc, że atmosfera robi się napięta.
- No jak to w szkole... sporo materiału do nauki. - postanowiłam wyłączyć się z rozmowy. Jadłam w spokoju i przysłuchiwałam się dorosłym. Temat zszedł na szlamy.
- Taką głupotę to tylko tępić. - powiedziała moja babcia.
- Zgadzam się z tobą. Gdybym mógł to już bym je dawno wszystkie wytępił. Już niedługo. - dziadkowie zaczęli coraz bardziej krytykować mugoli, mówiąc o tym jak bardzo są głupi. Napięcie rosło coraz bardziej, a ja poczułam, że dłużej już nie wytrzymam. Nie panowałam nad sobą. Żarówki w lampie zaczęły migać, a stojąca obok mojego talerza szklanka pękła. Następnie pękła kolejna, ta trzymana przez Sarę. Z pokaleczoną dłonią spojrzała na mnie pytająco.
- Wszystko w porządku? - zwróciła się do mnie troskliwie Jessica. Wszyscy czekali, aż w końcu się odezwę.
- Głupota mówicie? - nie miałam pojęcia jak to się stało, że mój ton był taki spokojny - Głupota? - powtórzyłam tym razem głośniej - To dziwne, bo mam akurat w klasie koleżankę, która jest tak zwaną szlamą i tak się składa, że jest najmądrzejszą dziewczyna w szkole. Więc albo znamy dwie różne definicje głupoty, ale nie macie pojęcia o czym mówicie. Bo wiecie co jest prawdziwą głupotą? Wasze postępowanie. O tak, tępmy szlamy, zabijajmy je, bo są nic nie warte. Wszystko ładnie i pięknie tylko powiedzcie mi jaki to ma sens skoro za takie postępowanie traficie do Azkabanu? Bo to nie ma właśnie żadnego sensu. To jest właśnie głupota i to powinno się tępić! - przejechałam wzrokiem po twarzach wszystkich obecnych. Jessica i Adam spuścili wzrok na dół kiedy reszta patrzyła na mnie zaskoczona, oburzona i pełna pogardy. Zdawałam sobie sprawę, że powiedziałam za dużo i mimo, że byłam przekonań swojej racji, w tej chwili żałowałam, że nie siedziałam cicho ignorując ich gadania.
- Emma... - odezwał się mój ojciec, bo dłuższej chwili milczenia - wydaje mi się, że powinnaś już iść.
- Tak, to dobry pomysł. - niepewnie wstałam od stołu i szybko opuściłam pomieszczenie. Porwałam płaszcz i ruszyłam do ośnieżonego ogrodu. Musiałam zaczerpnąć powietrza. Podeszłam do jednej z ławek, starłam z niej śnieg i usiadłam. Zastanawiałam się jaka kara spotka mnie za to zachowanie. Ojciec rzuci na mnie Crucio? Bo przecież jedyne co robię, to okrywam ród Verges hańbą.
- Emma! - usłyszałam głos kuzyna.
- Już postanowili o wygnaniu mnie z rodziny? I wysłali ciebie żebyś przekazał mi tę wiadomość?
- Przesadziłaś trochę. Nie sądzisz? - usiadł koło mnie na ławce - Nie możesz się tak zachowywać, nie rozumiesz. W końcu cię to zgubi i skończysz martwa, niezależnie od tego kim dla niego jesteś.
- Dla kogo dla Adama?
- On cię nie ukaże Em.
- Skąd możesz o tym wiedzieć? - zapytałam, chociaż w głębi wiedziałam, że Adam by mnie nie skrzywdził.
- Po prostu wiem. Ale mimo wszystko nie postępuj więcej tak głupio. - obadałam Jo wzrokiem, spojrzałam na jego twarz i coś tu nie pasowało. Jego spojrzenie było jakieś inne. Takie przeszywające, trudne do wytrzymania. Kompletnie nie pasowało do Johna, którego znałam.
- Podwiń rękaw.
- Co?
- Podwiń rękaw, do cholery! - nie byłam pewna czy chcę wiedzieć, ale wiedziałam, że muszę. Muszę wiedzieć. Chłopak posłuchał mnie i podwinął rękaw, tak, że lewe przedramię było idealnie widoczne - Tak myślałam... - powiedziałam lekko zawiedziona - Jesteś jednym z nich.
- Tak Em, jestem jednym z nich. Wiem co jest słuszne, i która strona znajduję się na wygranej pozycji, a która na straconej. - jego głos był spokojny i ociekał pewnością siebie.
- Co się z tobą stało John. - wybuchłam i wstałam z ławki - Zmieniłeś się, jesteś... inny.
- Jestem tą osobą, którą zawsze byłem. - podniosłam z ziemi trochę śniegu i utworzyłam kulkę, którą rzuciłam w Jo - Co ty wyprawiasz? - spytał podniesionym głosem.
- To był test John, test którego nie zdałeś. John, którego znam oddał by mi w ten sposób rozpoczynając bitwę na śnieżki.
- Chcesz wiedzieć co się ze mną stało? Wydoroślałem. I ty też powinnaś to zrobić, bo źle skończysz. - odwrócił się na pięcie i odszedł. Upadłam na śnieg, czując jak w moich oczach tłoczą się łzy. Płakanie nie jest w moim stylu, nigdy tego nie robię, bo jednym z częściej powtarzanych przez Verges'ów hasłem jest "łzy to słabość". To chyba jedyny pogląd mojej rodziny, z którym się zgadzam. Tym razem jednak nie potrafiłam powstrzymać łez, na szczęście nikogo nie było, więc mogłam sobie pozwolić na tę słabość. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Zmarznięte palce od rąk zgłębiłam w białym puchu, doskonale zdając sobie sprawę, że przebywanie tak zbyt długo będzie miało poważnie konsekwencje. Teraz jednaka mnie one nie obchodziły.


***


      Nadszedł wieczór, w którym Malfoy'owie przychodzili do nas na kolacje. Cieszyłam się z perspektywy zobaczenia się z Draco. Spojrzałam na swoje dłonie. Były blade, a palce sine. Tak, odmroziłam je sobie i to dosyć poważnie. Dobrze, że ojciec znalazł mnie na tyle wcześniej i odprowadził do domu, bo mogłoby być jeszcze gorzej. Wciąż pamiętam to uczucie, a raczej jego brak, gdy nie mogłam poruszać palcami u rąk. Za moje zachowanie, tak jak powiedział John, Adam nie nie ukarał. Nawrzeszczał na mnie, ale nie ze względu na to jak zachował się w domu, tylko z powodu tego, co zrobiłam ze swoimi dłońmi. Cieszyłam się, że dziadkowie i reszta pojechali tak szybko. No może jedynie Jo mógł zostać, ale po tym jak zobaczyłam u niego mroczny znak, zraziłam się odrobinę do niego. Spojrzałam ostatni raz w lustro. Znów ubrałam się jak na tego typu okazję wypada. Na rękę oczywiście założyłam nową bransoletkę. To dobra okazja, aby dowiedzieć się czy jest od Dracona. Poprawiłam rozpuszczone i lekko pofalowane dziś włosy. W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi. Poczułam się dziwnie coś jakby zestresowanie, a serce zaczęło mi szybciej być. Wzięłam trzy głębokie wdechy i ruszyłam na dół. Schodząc po schodach, zobaczyłam go. Ubrany w czarny, elegancki i zapewne piekielnie drogi garnitur witał się z moimi rodzicami. Podniósł głowę i na mnie spojrzał. Te piękne szare oczy... Poczułam się jakby widziała je po raz pierwszy. Draco uśmiechnął się do mnie delikatnie, a ja to odwzajemniłam. Tyle, że mój uśmiech był znacznie szerszy, gdyż nie potrafiłam go pohamować.
- Witaj Emmo, dobrze cię znów widzieć. - Lucjusz Malfoy ujął moją dłoń i złożył na niej pocałunek. Następnie przywitała się ze mną Narcyza. Jej oczy były chłodne, lecz uśmiech wyrażał ciepło. Przyszła kolej na Malfoya juniora. Stanęliśmy na przeciwko siebie obserwując się. Nabrałam ogromnej ochoty żeby go pocałować i on chyba myślał o tym samym cały czas spoglądając ukradkiem na moje usta.
- Na co czekacie? Chodźcie już. - ponaglił nas Adam, zdezorientowany całą tą sytuacją między nami. Usiadłam naprzeciwko Dracona i zaczęłam nadzwyczajnie powoli konsumować posiłek. Powoli, gdyż cały czas czułam na sobie wlepiony wzrok chłopaka. Nigdy nie lubiłam jak ktoś patrzył na mnie jak jem, a już szczególnie on. Co gorsze on doskonale zdawał sobie sprawę w jaki stan mnie wprowadza. Nabrałam ogromnej ochoty aby zdjąć mu ten bezczelny uśmieszek z twarzy mimo, że tak go uwielbiałam. Nagle wzrokiem zjechał niżej wprost na moje ręce.
- Co ci się stało? - zapytał zmartwiony.
- No dalej Emmo, pochwal się. - zachęcił ojciec.
- Nic. - schowałam dłonie pod stół widząc jak wszyscy obecni się im przyglądają - odmroziłam je sobie.
- A powiedz dlaczego je odmroziłaś. Jaki głupi pomysł wpadł ci do głowy.
- Nie wiedziałam, że aż tak źle z nimi będzie. Siedziałam sobie w ogrodzie i nie miałam rękawiczek.
- Tak, późnym wieczorem i to przy temperaturze minus dwadzieścia stopni. No i jeszcze nie nakryte dłonie, postanowiła schować w grubej warstwie śniegu na kilka minut. - sprostował Adam.
- No tak jakoś wyszło. Potrzebowałam... spokoju.
- Gdybym cię nie znalazł zamarzłabyś na śmierć.
- Nie przesadzajmy, nie na śmierć.
- Mimo wszystko postąpiłaś bardzo nie rozsądnie.  - powiedziała mama.
- Jak ci idzie w szkole Emmo - postanowił zmienić temat Lucjusz.
- Jakoś daję radę.
- Ostatnio twoje oceny się pogorszyły. - wtrącił Draco - Ciekawe czym to jest spowodowane? - uśmiechnął się w ten sposób.
- W tym roku mamy naprawdę dużo materiału, ale przynajmniej uczęszczam regularnie na zajęcia. - odgryzłam się chłopakowi, posyłając słodki uśmiech.
- Nauczyciele pewnie was nie oszczędzają. - odezwała się Narcyza - Ale to wszystko dla waszego dobrego wykształcenia.- Rozmowa toczyła się dalej, jednak mało w niej uczestniczyłam. Obserwowałam Draco, który rozmawiał z moim ojcem, ruch jego warg, jednak kompletnie nie wiedziałam o czym gadają.
- Wybierasz się na Sylwestra do Greengrass'ów, Emmo? - spytał Lucjusz. Zauważyłam, że Draco patrzy na mnie z pewną nadzieją w oczach.
- Nie. Mam inne plany.
- A może byś jednak to przemyślała? - wtrąciła moja matka - Draco też tam będzie.
- Raczej nie mam ochoty spędzić ostatniego, jak i pierwszego dnia roku w towarzystwie Śmierciożerców. To źle wróży. - powiedziałam widząc, ja wszyscy na mnie patrzą - No co? Nie mam ochoty.
- No dobrze, może przejdziemy do salonu? - zmienił temat Adam.
- Mogę iść do siebie?
- Tak, tylko weź ze sobą Draco.
- Taki miałam zamiar. - gestem głowy pokazałam blondynowi żeby szedł za mną. W drodze na górę nie odzywaliśmy się do siebie. Przeszliśmy długim korytarzem, aż w końcu dotarliśmy do właściwych drzwi. Weszłam do środka, a zaraz za mną wszedł Draco i w momencie kiedy zamykałam drzwi poczułam jak jestem do nich przyciskana, a usta chłopaka lądują na moich. Zaczęłam odwzajemniać pocałunki i chciałam wpleść ręce w jego włosy, jednak mi na to nie pozwolił. Chwycił mnie za nadgarstki i docisnął na drzwi nad moją głową. Po jakimś czasie oderwaliśmy się od siebie, uśmiechając się delikatnie. Usiadłam na łóżku, a Draco oparł się o szafkę, z rękami włożonymi w kieszenie i zaczął rozglądać się po moim pokoju. Nie mogłam oderwać od niego wzroku i zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że ktoś może tak dobrze wyglądać. Chłopak przeniósł wzrok na mnie, spoglądając na mój nadgarstek.
- Ładna bransoletka. - uśmiechnął się.
- Prawda? Dostałam na święta. - jego wzrok automatyczne pojechał niżej, na moje palce.
- Ale wiesz, że jesteś kompletną idiotką. Żeby odmrozić sobie ręce na własne żądanie...
- Nie wiedziała, że to się aż tak źle skończy. I tak jest lepiej niż było. Kiedy ojciec zabrał mnie z dworu, nie mogłam nimi ruszać.
- Co ci w ogóle przyszło do głowy żeby wkładać ręce w śnieg i tak siedzieć.
- Powiedzmy, że kolacja z resztą rodziny Verges nie przebiegła pomyślnie. Nieważne. Poza tym musimy o czymś pogadać.
- O czym? - spytał podejrzliwie.
- Co robiłeś wtedy na przyjęciu u Slughorn'a?
- Nic ważnego. Po prostu przechodziłem i Filch mnie złapał. No i powiedzmy, że może chciałem cię zobaczyć w jasnym świetle w pełnej okazałości. - patrzył na mnie pewnie i doskonale zdawałam sobie sprawę, że Ślizgon igra z moimi uczuciami. Wzięłam głęboki wdech.
- Słyszałam twoją rozmowę ze Snape'm. - postanowiłam trochę zmienić wersję wydarzeń. Poza tym jak będzie myślał, że to słyszałam nie będzie miała prawa mnie okłamać. Przez chwilę w oczach Draco ujrzałam strach, lecz zaraz przybrał maskę obojętności. - Wiem o przysiędze wieczystej. - kontynuowałam. - Wiem, że masz coś do zrobienia w Hogwarcie i wiem, że to ty rzuciłeś zaklęcie na Kate Bell.
- Nie przypominam sobie, abym przyznawał się do czegoś takiego. - powiedział ostro. - A poza tym nie byłaś przypadkiem zbyt zajęta flirtowaniem z wampirem, by zawracać sobie mną głowę? - zadrwił.
- To on ze mną flirtował, a nie ja z nim...
- Czy ty siebie słyszysz?
- Nie zmieniaj tematu, lepiej odpowiedz na pytanie. Jesteś jednym z nich?
- Pytasz czy jestem Śmierciożercą? - próbowałam wyczytać z jego twarzy coś, ale się nie dało. Jak to możliwe, że on tak potrafi maskować swoje emocje? - Nie Verges, nie jestem. - nie potrafiłam mu uwierzyć. On cały czas mnie okłamuje, a rozmowa ze Snape'm mówi sama za siebie.
- Udowodnij to. - postanowiłam sprawdzić to tak, jak sprawdziłam Jo. Nie musiałam mówić blondynowi o co chodzi. On od razu podwinął rękaw, ukazując w pełnej okazałości lewe przedramię. Nic tam nie było. W pewnym sensie odetchnęłam z ulgą. - Ale masz jakieś zadanie, prawda? A Snape złożył wieczystą przysięgę żeby cię chronić...
- Już ci kiedyś powiedziałem byś nie wtrącała się w nie swoje sprawy. - warknął, a ja zaczęłam się obawiać, że zaraz wyjdzie z pokoju. Nie chciałam tego, ale mimo to drążyłam temat.
- Wiedziałeś o córce Voldemorta?
- Co? Już ci przecież mówiłem, że nie.
- Tak jak nie rzuciłeś uroku na Kate Bell?
- Nie twoja sprawa co zrobiłem, a czego nie. Tym bardziej, że wcale nie jesteś lepsza. Twoi rodzice są Śmierciożercami, należą do wewnętrznego kręgu Czarnego Pana. A ty tak samo jak ja jesteś potencjalną przyszłą Śmierciożerczynią. Jak to było? - zastanowił się. - Tragiczna bohaterka...
- Zamknij się Malfoy!
- Spokojnie, złość piękności szkodzi. - uśmiechnął się ironicznie. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem, lecz po chwili się uspokoiłam.
- Więc dowiedziałeś się czegoś na temat Jego córki?
- Nie, rodzice milczą. A ty? Pytałaś swoich?
- To samo. Zapewnili mnie jedynie, że nie jest to ani Parkinson, ani Greengrass.
- Już ci przecież mówiłem, że to nie one. A poza tym skoro podejrzewasz Greengrass to dlaczego nie chcesz iść do nich na Sylwestra? Może tam udało by ci się czegoś dowiedzieć.
- Jak myślisz dlaczego nie chcę iść? Bo się boje. - Draco spojrzał na mnie pytająco. - Boję się, że On tam będzie. Boję się, że będzie chciał zwerbować mnie do swoich szeregów. I boję się kim ona jest. - sama siebie zaskoczyłam tą wypowiedzą. Właśnie przyznałam się, że się czegoś boję i to jeszcze przed nim.
- Ja tam będę. - odezwał się. - Moja obecność starczy za nas dwoje. Jak powiedziałem jeśli czegoś się dowiem, powiem ci.
- Wiem. - uwierzyłam mu. - A właśnie, McFields o nas wie.
- McFields? Niby co?
- Wtedy jak spotkaliśmy się na wieży astronomicznej. Wiesz mówiłam ci o mapie Huncwotów. Harry powiedział, że McFields cały czas tam był i obserwował nas.
- Okej, McFields to napalony kretyn, ale to jeszcze o  niczym nie świadczy. Przecież nic wtedy nie robiliśmy.
- Wkurzył się na mnie o byłam w ten wieczór z nim umówiona, a potem to odwołałam.
- Więc wystawiłaś McFields'a dla mnie? - zapytał z zadowolonym uśmieszkiem.
- To nie tak. Ja od początku nie miałam ochoty się z nim spotkać. - Draco zrobił minę, która wskazywała na to, że nie uwierzył. - Rozmawiałam z nim potem w pociągu. Groził mi i powiedział żebym lepiej uważała na to co i z kim robię.
- McFields ci groził? - zapytał Draco i wydawało mi się, że na jego twarzy dostrzegłam gniew. - Spokojnie, porozmawiam sobie z nim jak wrócimy do Hogwartu. - powiedział, a ja poczułam pewnego rodzaju ciepło na sercu. Czy rzeczywiście Ślizgon się o mnie martwi? - Boisz się go?
- Co? Oliviera? Nie, oczywiście, że nie. Co on mógłby mi niby zrobić?
- On ma obsesję na twoim punkcie, a ludzie z obsesją są zdolni do wielu rzeczy. Po prostu... Jeśli jeszcze raz da ci jakieś powody do obawy, powiesz mi o tym. Obiecujesz?
- Nie boję się Oliviera.
- Verges. - powiedział ostro. - Obiecaj. - zabrzmiało to jakby mu naprawdę na tym zależało.
- Okej, obiecuje. - obserwowaliśmy się wzrokiem pełnym pożądania. Żadne z nas nie potrzebowało się już więcej odzywać. Chciała go pocałować, jednak nie byłam na tyle pewna siebie, by po prostu wstać i to zrobić. Po chwili Draco nie mogąc najwyraźniej wytrzymać tego napięcia, ruszył w moją stronę i już po chwili zaczął całować. Zareagowałam na to natychmiast, a on położył mnie na łóżku i przylgnął swoim ciałem do mojego. Jego usta zaczęły zjeżdżać coraz niżej na szyję, a następnie odpiął pierwsze guziki mojej koszuli. Przymknęłam oczy i cichutko jęknęłam. Zaczęło mi się robić coraz goręcej i chciałam więcej, aż w końcu otworzyłam oczy. - Demon, na nas patrzy. - wyszeptałam z przejęciem.
- Co? - Draco przerwał i spojrzał w kierunku gdzie patrzyłam. - Serio? Przeszkadza ci kot? - uśmiechnęłam się co miało oznaczać, że tak.
- I Duch też.
- Co? Jaki duch? - zaczął rozglądać się po pokoju.
- Moja sowa. - wyjaśniłam kiedy Draco dostrzegł ją na drugim końcu pokoju.
- Nie wiedziałem, że masz sowę. - powiedział i zszedł ze mnie, kładąc się obok.
- Dostałem na święta od rodziców.
- Demon, Duch... Co ty masz z tymi imionami?
- Sama nie wiem, lubię takie.
- Chodź Demon - blondyn przywołał do siebie kota. - Dawno się nie widzieliśmy, co? - podrapał kota za uchem, a ten zamruczał z zadowoleniem, by następnie rozłożyć się na łóżku i wystawić brzuch. Obserwowała tę dwójkę, miło mi się na to patrzyło. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, a potem postanowiliśmy zejść na dół. W salonie siedzieli nasi rodzice popijając whisky i rozmawiając.
- O postanowiliście do nas zajść. - odezwał się Lucjusz, a my zaczęliśmy iść w ich stronę.
- Em... - odezwała się mama. - Koszula. - spojrzałam w miejsce, które mi pokazała i uświadomiłam sobie, że nie zapięłam guzików, które Draco mi rozpiął.
- Oh... - zaczerwieniłam się, odwróciłam od dorosłych i zapięłam guziki. Odwróciłam się z powrotem wciąż lekko skrępowana i zauważyłam, że ojciec nie patrzy w moją stronę, jakby też był skrępowany tą sytuacją. Malfoy'owie posiedzieli jeszcze trochę, po czym Lucjusz zdecydował, że czas już iść. Dorośli się żegnali, a ja zaciągnęłam Dracona za róg. - Więc jeśli dowiesz się czegoś u Geengrass'ów, natychmiast mi powiesz, tak? - spytałam, wpatrując się w te szare tęczówki.
- Już ci mówiłem, że tak. - zapewnił.
- Okej.To... Widzimy się w Hogwarcie. - powiedziałam, a on pocałował mnie namiętnie, a następnie odszedł dumnym arystokratycznym krokiem. Oparłam się o ścianę i stwierdziłam, że z tyłu wygląda tak samo dobrze jak z przodu. Obserwowałam rodzinę Malfoy'ów opuszczających mój dom. To było głupie, ale już zatęskniłam za szarookim Ślizgonem. Na szczęście do powrotu do Hogwartu zostało już tylko kilka dni.

środa, 29 marca 2017

... znam twoj mały sekret. Twój i Malfoya.

           Słowa Harry'ego zszokowały całą naszą czwórkę. Przez chwilę panowało totalne milczenie, gdyż nikt nie wiedział co ma powiedzieć. Nikt z nas nie spodziewał się czegoś takiego.
- O cholera - odezwała się jako pierwsza Jasmine.
- Ale... Jak to możliwe? - spytała nie dowierzając Hermiona.
- Super, więc doszedł nam kolejny problem. Pewnie będzie tak samo złowieszcze jak tatuś! - powiedział Ron, po czym zaczął głośno przeklinać. 
- Okej - zaczęłam, starając się zachować spokój i racjonalne myślenie. - Harry, czego właściwie się dowiedziałeś? Wiesz co to za dziecko? Jakiej płci jest? Ile ma lat? 
- Jak jest jeszcze młode to trzeba je zabić, dopóki można - emocjonował się Weasley.
- Dumbledore nie wiele mi powiedział, tylko tyle, że to dziewczyna i... W tym wszystkim jest coś jeszcze gorszego...
- Niby co?
- Ona uczy się w Hogwarcie - po raz kolejny udało się Harry'emu zszokować nas do stopnia, że nikt nie potrafił się odezwać.
- I nie wiesz kto to jest? - spytała Jasmine.
- Nie mam pojęcia. Wiem jeszcze tyle, że dziewczyna nie ma pojęcia o tym, że jest jego córką i że z natury nie jest zła. A i nazywają ją "urodzoną w ciemnościach".
- Urodzona w ciemnościach? - powtórzyłam z drwiną. - I że niby córka najgroźniejszego i najbardziej okrutnego czarnoksiężnika na świecie nie jest zła? To się wyklucza samo przez siebie.
- Musimy zachować spokój - odezwała się Granger. - Harry, czy Dumbledore wie kim ona jest?
- Tak myślę.
- I nie chce ci powiedzieć? W takim razie sami musimy to odkryć. Macie jakieś pomysły? Zastanówcie się.
- Na pewno należy do Slytherinu. I pewnie ma czarne włosy tak jak Voldemort w młodości.
- Znacie jakieś sieroty ze Slytherinu? - spytałam. 
- Trzeba by było pomyśleć - odpowiedziała Hermiona.
- Chyba, że... - zaczęła Jasmine, a ja już wiedziałam co chce powiedzieć.
- Chyba, że to nie jest sierota - dokończyłam za nią. 
- Co chcesz powiedzieć Em? Że matka dziewczyny ją wychowuje? Nie słyszałem żeby Voldemort był z kimś związany, on nie potrafi kochać - stwierdził Harry.
- Może matka ją ukrywa przed ojcem - podjęłam temat. - Voldemort wrócił półtora roku temat, a dziewczyna wciąż nie ma pojęcia, że jest jego córką? Nie chciał skontaktować się z własnym potomkiem? 
- Emma dobrze myśli - poparła mnie Hermiona. - Ale jest jeszcze inna możliwość. Voldemort ma dużo zwolenników. Jeśli jego córka nie jest z matką, to może po prostu trafiła pod opieką którychś ze Śmierciożerców? Może dopiero ma się dowiedzieć, że jest jego córką, bo Voldemort chciał najpierw odzyskać siły.
- To jest możliwe - przyznał Ron. - Ale wciąż nie wiem jak to możliwe, że nikt o niej nie wie. Na pewno ma inne nazwisko, jak myślicie...
- Parkinson - przerwał Harry, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. - Jest całkiem podobna do Voldemorta w młodości, do tego... Ona pasuje idealnie! - nie wydawało mi się to zbyt nieprawdopodobne. Uważam, że Pansy jest za głupia na córkę Voldemorta. Poza tym... Mam przeczucie, że to nie ona. Dyskutowaliśmy  jeszcze przez dłuższy czas. Opowiedziałam Gryffonom o dopiero, co niedawno zawiązanym "sojuszu" z Parkinson i zaproponowałam, że mogę spróbować się czegoś dowiedzieć. Jeśli Pansy naprawdę jest córką Czarnego Pana, musimy wiedzieć. Harry powiedział, że dobrze by było jakbym się trochę wkręciła w towarzystwo Ślizgonów. Zgodziłam się z wielką chęcią, choć tak naprawdę Gryffon nie wiedział, że już dawno zakręciłam się wokół jego szkolnego wroga. Powiedział też żebym była ostrożna, bo wiadomo, że Ślizgoni są sprytni i podstępni. Jak to ujęła Jasmine: "żeby przechytrzyć Ślizgona, trzeba zagrać w jego grę". Nie wiedziałam jeszcze jak mi się to uda, biorąc pod uwagę ostatnią kłótnię z Draco, ale zrobię co w twojej mocy. Musimy wiedzieć na kogo uważać.


***


Spacerowałam właśnie z Arią po ośnieżonych błoniach. Tego roku śnieg spadł znacznie później niż zwykle, z czego się cieszyłam. Nigdy nie przepadałam za śniegiem. Podczas naszego spaceru byłam strasznie nieobecna, gdyż moje myśli zajmowała córka Voldemorta. Zresztą Aria też nie była zbyt obecna, ale u niej to ostatnio coraz częściej się zdarzało. Postanowiłam po raz kolejny podjąć temat Teodora.
- Jak tam Nott? - spytałam.
- No wiesz... - zaczęła ostrożnie czerwonowłosa nie patrząc na mnie. - Teo jest dosyć specyficzną osobą. Nie spotykamy się za często. A zresztą nieważne. Powiedz co u ciebie. Masz kogoś na oku? - nie było mi dane odpowiedzieć, gdyż przeszkodził mi pisk Arii. Odwróciłam się i zobaczyłam Daniela Brown'a i Olivera McFields'a, którzy zbliżali się w naszą stronę, mając przygotowane śnieżki. Aria zaczęła zbierać śnieg i w ramach zemsty rzucać w Daniela, od którego przed chwilą dostała śnieżką. Ja wolałam odsunąć się i obserwować rozwój sytuacji z odległości. Już po chwili widząc, co chłopacy zrobili z Arią, wiedziałam, że to był bardzo dobry pomysł. Z uśmiechem obserwowałam całą sytuację, aż do chwili gdy Daniel zwrócił na mnie swą uwagę. Z refleksem wyjęłam z kieszeni zimowego płaszcza różdżkę i skierowałaś ją w Krukona.
- Nawet nie próbuj Brown.
- Daj spokój Em, trochę śniegu ci nie zaskoczy.-  odrzekł uśmiechając się szeroko.
- Zaraz tobie coś zaszkodzi. - warknęłam.
- Oj Emma nie bądź taka. - usłyszałam za plecami głos i nawet nie zdążyłam się odwrócić, bo już po chwili leżałam na ziemi. 
- Oliver, złaź ze mnie! - zaczęłam krzyczeć, w czasie gdy chłopak przywierający mnie do ziemi, zdążył się postarać by całe moje włosy zostały potraktowane śniegiem.
- Teraz możesz wstać. - uśmiechnął się szeroko Oliver, gdy skończył. Obok słyszałam śmiech Arii i Daniela. Krukon wystawił do mnie dłoń, by pomóc mi wstać, ale  jej nie przyjęłam. Byłam wkurzona. Wstałam, otrzepałam się i odeszłam od Krukonów w miejsce, gdzie mogłam spokojnie zapalić papierosa. Już po chwili poczułam jak dym papierosowy rozluźnia moje mięśnie gardła.
- Byś to rzuciła. - usłyszałam i podskoczyłam zaskoczona.
- Czego chcesz Oli? - zapytałam wyciągając w jego kierunku różdżkę.
- Hej, spokojnie. - podniósł do góry ręce w geście kapitulacji, a ja upewniając się, że nie będzie powtórki z rozrywki, schowałam różdżkę - A wracając do papierosów... Niepotrzebnie się tym trujesz.
- Wybacz, ale to akurat nie twoja sprawa.
- Wiem, wiem, ale po prostu... Zależy mi na tobie Em - nabrałam ochoty wykrzyczeć Oliverowi, że ma się odwalić, ale z drugiej strony... Nie chciałam go zranić. W końcu to mój przyjaciel i nie zasługuje na to żeby tak go traktować - Idziesz w sobotę do Hogsmeade? - zapytał Krukon.
- Tak.
- A chciałabyś pójść ze mną? - westchnęłam głośno.
- Oli...Już się umówiłam. Idę z Jasmine, Harry'm, Ronem i Hermioną, ale może innym razem? - uśmiechnęłam się sztucznie. 
- Tak, może innym razem. - spojrzałam w jego oczy i ujrzałam w nich... gniew? - Tylko zastanawia mnie jedna rzecz... Co ty widzisz w tych Gryffonach? Ciągle włóczysz się tylko z nimi i chyba zapominasz, że zostałaś przydzielona do Ravenclawu, a nie do Gryffindoru - jego głos był pełen złości, a ja zauważyłam, że chłopak pierwszy raz odezwał się do mnie w ten sposób. 
- O co ci chodzi Oli? - zapytałam spokojnie, mimo, że miałam ochotę powiedzieć coś wrednego. Specjalnie użyłam zdrobnienia imienia Krukona bo wiedziałam, że to lubi. Chciałam załagodzić sytuację i najwyraźniej to pomogło.
- O nic - uśmiechnął się lekko. - Tak, masz rację. Innym razem - I odszedł w swoją stronę.


***


Razem z Gryffonami zamierzałam najpierw odwiedzić Miodowe Królestwo. Już mieliśmy wchodzić do środka, kiedy nagle za rogiem budynku ujrzałam platynowe blond włosy, które idealnie kontrastowały z czarnym płaszczem.
- Wiecie co? - zwróciłam się do Gryffonów. - Idźcie do środka, ja zaraz do was dojdę - podeszłam bliżej miejsca gdzie znajdował się obiekt moich zainteresowań i byłam już pewna, że to Draco.
- Co tu robisz Malfoy? - spytałam, a chłopak odwrócił się w moją stronę zaskoczony i jakby trochę... przestraszony?
- Co ty tu robisz? - spytał przyjmując z powrotem na twarz obojętność.
- Sprawdzam co kombinujesz - wyjaśniłam lustrując chłopaka wzrokiem. Jak zwykle był ubrany w dobrym stylu, od razu było widać, że to arystokrata. 
- Mówiłem ci, że nie podoba mi się twoje wtykanie nosa w nie swoje sprawy - powiedział lecz bez złośliwości i po woli zaczął podchodzić w moją stronę.
- Coś tam wspominałeś. Ale spójrz... Idę sobie korytarzem, aż tu nagle widzę jak ktoś się znęca nad uczniem z mojego domu. Wyobrażałeś sobie, że jak zareaguję? Przejdę obojętnie?
- Gdybyś to zrobiła, nie byłabyś sobą. 
- No właśnie. Więc nie powinieneś tak na mnie naskakiwać.
- Okej, może faktycznie moje zachowanie wtedy było trochę niedojrzałe. Miałem gorszy dzień. A potem jeszcze ty mnie skrytykowałaś, czego nie lubię - przyznał, a ja nie wiedziałam czy dobrze słyszę. Draco Malfoy przyznaje, że jego zachowanie było niedojrzałe? To na pewno nie jest codzienność.
- Dobrze, że przynajmniej przyznajesz się do błędu. A tak w ogóle, jesteś sam? - spytałam.
- Musiałem tylko coś sprawdzić. Zaraz wracam do Blaise'a i Pansy - na dźwięk imienia Ślizgonki natychmiast pomyślałam o Voldemorcie. Zauważyłam jak Draco mi się przygląda, wywnioskowałam więc, że musiałam się skrzywić, więc powróciłam do normalnego wyrazu twarzy.
- Nienawidzę śniegu - oznajmiłam. - Zimno jak cholera.
- Chodzisz z gołą głową, więc nie dziwię się, że ci zimno.
- Wiem, wiem, muszę sobie kupić nauszniki.
- Lepiej byś sobie kupiła czapkę, a nie jakieś nauszniki - powiedział tonem, który sprawił, że przez chwilę pomyślałam, że... Draco się o mnie martwi?
- Ty też nie masz czapki - zauważyłam.
- Ja to co innego. Mi nie jest zimno, a poza tym jestem mężczyzną, a wszyscy doskonale wiedzą, że my jesteśmy odporniejsi od dziewczyn.
- Yhym. Spokojnie. Nic mi nie będzie, ja też jestem odporna.
- Taaa, każdy tak mówi dopóki nie wyląduje w łóżku z temperaturą 40 stopni.
- Nie musisz się o mnie martwić, poradzę sobie - powiedziałam z uśmiechem. - Ale lepiej wejdę już do ciepłego budynku, bo robi się coraz zimniej - zanim jednak odeszłam Draco chwycił mnie za ramię, przyciągnął do siebie i złożył na ustach namiętny pocałunek.
- Niech to cię chociaż trochę rozgrzeje - powiedział wpatrzony w moje brązowe oczy.
- Mmm... Na pewno - tylko to byłam w stanie wymruczeć.
- A i Verges, jeszcze jedno - zatrzymał mnie gdy chciałam odejść. - Wiem, że jestem piekielnie przystojny, ale na zaklęciach mogłabyś się skupić na lekcji, a nie na obserwowaniu mojego lewego profilu - nie miałam zamiaru udawać głupiej. Zamiast tego zastosowałam jego zagrywkę.
- To samo mogłabym powiedzieć do ciebie, tyle, że zaklęcia zamieniłabym na transmutację - uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Przynajmniej choć raz nie zaprzeczasz oczywistemu - Draco odwzajemnił mój uśmiech, a ja w końcu mogłam odejść. Po odwiedzeniu Miodowego Królestwa, wybraliśmy się do Trzech Mioteł na piwo kremowe. Spotkaliśmy tam Slughorna, który zaprosił mnie, Harry'ego i Hermionę na przyjęcie Bożonarodzeniowe. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i stwierdziliśmy, że wrócimy już do zamku. Kolejne wydarzenia w wiosce działy się zdecydowanie zbyt szybko. Na Katy Bell z Gryffindoru został rzucony urok. Natknęliśmy się na nią, gdy unosiła się wysoko w powietrzu, a z jej gardła wydobywał się dziwny dźwięk. Widok był przerażający. Przyszedł Hagrid, który zaniósł ją do skrzydła szpitalnego, a ja nawet nie pamiętam jak to się stało, że znalazłam się z powrotem w zamku i wraz z Gryffonami stałam właśnie przed McGonagall i Snape'm. Harry zaczął posądzać Draco. Był pewien, że to on jest odpowiedzialny za rzucenie uroku na Katy. Nie byłam, co do tego pewna. Malfoy był w Hogsmeade i wtedy gdy z nim rozmawiałam wyglądał jakby coś kombinował, ale... Jakoś nie chciałam wierzyć, że to Draco. 
- A panna Verges, co o tym sądzi? - Snape patrzył na mnie w taki sposób, że miałam wrażenie, że właśnie przeniknął wszystkie moje myśli. Potem przypomniałam sobie sytuację na korytarzu, gdy Draco przyciskał mnie do ściany, a Snape był jej świadkiem.
- Nie wiem... - odpowiedziałam niepewnie. - Naprawdę nie mam pojęcia kto rzucił urok na Katy Bell - Gdy wyszliśmy, zapytałam Harry'ego dlaczego myśli, że to zrobił Draco, a nie Pansy, która być może jest córką Voldemorta. Harry powiedział, że Malfoy jest dużo bardziej prawdopodobny, tym bardziej, że Parkinson prawdopodobnie nie ma pojęcia kim jest. Przyznawałam mu rację, próbując zachowywać się tak jak zawsze. Bo jeszcze parę miesięcy temu bez żadnego zawahania poparłabym jego teorię. Ale nie teraz... Teraz gdy zbliżyłam się do Draco. W głębi duszy jednak czułam, że to on jest odpowiedzialny za to co stało się Katy.


***


         Minęło parę tygodni. Znów zaczęłam się normalnie spotykać ze Ślizgonem. Siedziałam właśnie w jego dormitorium i strasznie cię korciło, aby spytać o Katy Bell oraz córkę Voldemorta. Stwierdziłam jednak, że to może być nierozsądne. Zaproponowałam więc grę w serię pytań.
- Potrafisz wyczarować patronusa? - zaczęłam od czegoś łagodnego.
- Nie, nigdy mi się to nie udało - odpowiedział i podrapał się po karku jakby z lekkim zakłopotaniem.
- Mogę cię nauczyć jeśli chcesz. To wcale nie jest takie trudne. 
- Dzięki za propozycję, ale nie sądzę abym miał wystarczająco szczęśliwe wspomnienie.
- Co? Na pewno jakieś masz, każdy ma. 
- Nie Verges, znam doskonale swoje wspomnienia i wiedziałbym gdyby któreś było wystarczająco silne - odpowiedział ostro, a ja poczułam przypływ współczucia do chłopaka. Jak to możliwe, że nie ma wystarczająco szczęśliwego wspomnienia? Spojrzałam na jego twarz, próbując dostrzec jakieś emocje, ale zobaczyłam tylko obojętność. A może to tylko maska?
- A co z tobą? Jaką formę przybiera twój patronus? - zapytał.
- Wilk. Jest naprawdę piękny. Zresztą uwielbiam wilki, w lesie obok mojego domu jest ich całkiem sporo. Ale czas na kolejne pytanie. Dowiem się w końcu co robisz, kiedy nie ma cię na zajęciach? Co ostatnio zdarza się coraz częściej...
- Już ci chyba kiedyś mówiłem, że to nie twoja sprawa - warknął. No tak, czego mogłam się po nim spodziewać?
- No tak, ale trochę to podejrzane, wiesz? - drążyłam temat. - Poza tym, w tym roku jest naprawdę wiele nauki, ja sama ledwo daję radę, więc myślę, że opuszczanie zajęć nie jest dobrym pomysłem.
- To nie twoje zmartwienie.
- Zamierzasz tak jak twoi rodzice wstąpić do szeregów Czarnego Pana? - wypłynęło z twoich ust. Zakryłam usta zaskoczona, że je zadałam, a na twarzy Draco także dało się ujrzeć zaskoczenie.
- Dlaczego o to pytasz Verges? 
- Tak z ciekawości - odpowiedziałam jakby nigdy nic. - Bo jeśli chcesz tam wstąpić, to radziłabym ci się nad tym najpierw porządnie zastanowić. Voldemort jest okrutny i wcale może tam nie być tak fajnie jak ci się wydaje. Chociaż z drugiej strony, gdy odmówisz, też za fajnie nie będzie. Voldemort cię za to ukaże, zabije, będzie torturował, cokolwiek mu do głowy przyjdzie. No chyba, że uciekniesz i będziesz się ukrywał, ale to też nie za ciekawa perspektywa. 
- Do czego zmierzasz? - spytał Draco, przyglądając ci się z zainteresowaniem.
- Chodzi o to, że... Jesteśmy skazani na porażkę. A przynajmniej ja, bo nie wiem jaką ty droga pójdziesz. Nigdy nie zgodziłabym się na służbę u Voldemorta. I nie chodzi tylko o to, że nie zgadzam się z jego poglądami. Jestem niezależną osobą i nie mam zamiaru nikomu służyć. Ale są tylko dwie perspektywy tego co mnie może spotkać. Voldemort prędzej czy później zaproponuje mi dołączenie do niego i co wtedy? Jeśli się nie zgodzę, będzie źle, a jeśli się zgodzę, będzie jeszcze gorzej. Ja nie mam żadnej przyszłości Malfoy ! Dopóki Voldemort żyje, nigdy nie będę mogła być tym kim chcę być. Każda moja decyzja jest skazana na porażkę. To jakby fatum nade mną ciążyło. Czysty tragizm... A ja jestem tragiczną bohaterką - dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak się rozgadałam i że z emocji aż wstałam. - Chociaż właściwie... - zamyśliłam się. - Może to wcale nie jest aż taka zła rzecz. Może w przyszłości będę o mnie pisać pieśni.
- Verges- zaczął Draco, a ja zauważyłam, że patrzy na mnie jak na wariatkę .- Im więcej cię słucham, tym coraz bardziej się zastanawiam, co ja do cholery z tobą robię.
- Taaa, bardzo śmieszne. Zobaczymy czy potem ci będzie tak wesoło.
- Nie chodzi o to. Po prostu najpierw mówisz całkiem poważnie, wręcz da się wczuć w sytuację. A potem wyjeżdżasz z czymś takim, że może tragizm jest dobry, bo będą o tobie pisać pieśni.
- Hej, ja tylko szukam pozytywów, przecież nie będę się dołować.
- Nie jesteś do końca normalna, ale i tak cię lubię - powiedział, po czym pociągnął mnie za nadgarstek, tak, że znalazłam się na jego kolanach. Zaczęliśmy się całować, a potem postanowiliśmy przenieść się na biurko. Objęłam go nogami, przyciągając do siebie jeszcze bliżej, a on włożył ręce pod moją bluzkę. Całowaliśmy się zachłannie i agresywnie i wtedy coś nam przeszkodziło. Drzwi od dormitorium Ślizgona otworzyły się. Oderwaliśmy się od siebie zaskoczeni, by zobaczyć kto raczył nam przeszkodzić. Stał tam mężczyzna o długich platynowych blond włosach i szarych oczach, które wyrażały zaskoczenie, tak samo wielkie jak nasze. Lucjusz Malfoy. Nie wiedziałam co zrobić, gdyż nie spodziewałam się jego tutaj - Ojcze, nie wiedziałem, że przyjdziesz - powiedział Draco, tak samo zaskoczony wizytą mężczyzny. W końcu zrozumiałam, że powinnam zeskoczyć z biurka, co zrobiłam i zaczęłam poprawiać bluzkę.
- Wiem synu, powinienem cię uprzedzić. Nie miałem najmniejszego zamiaru wam przeszkadzać. W każdym razie miło znów cię widzieć Emmo - uśmiechnął się do mnie.
- Tak... Pana też... To znaczy nie... Nieważne 
- Następnym razem naucz się pukać - pouczył Draco ojca, który cały czas wpatrywał się we mnie z zainteresowaniem.
 - To może ja już lepiej pójdę - powiedziałam i szybkim tempem wyminęłam Lucjusza, opuszczając dormitorium Ślizgona.
- Do zobaczenia wkrótce Emmo - usłyszałam jeszcze głos Lucjusza. Musiałam jak najszybciej znaleźć Gryffonów i powiedzieć im, że Lucjusz Malfoy jest w zamku. Oczywiście nie wspominając  o okolicznościach w jakich go spotkałam. Przyjaciele powinni jednak wiedzieć, że mężczyzna nie znajduje się już dłużej w Azkabanie, a ja nie mogłam zrozumieć dlaczego tak szybko go wypuścili. Nie musiałam długo szukać Gryffonów, bo już po chwili wpadłam na nich, wychodzących z Wielkiej Sali.


***


 W tym samym czasie w dormitorium Draco.
- Nie wiedziałem, że tak szybko cię wypuszczą - oznajmił Draco i z włożonymi rękami w kieszeni, oparł się o biurko, gdzie przed chwilą siedziała Emma.
- A ja nie wiedziałem, ze zaprzyjaźniłeś się z dziewczyną Verges'ów. Zawsze myślałem, że nie przepadacie za sobą.
- Bo tak było.
- To bardzo dużo zmienia - rzekł Lucjusz, a Draco spojrzał na niego pytająco. - Cokolwiek robisz z tą dziewczyną, kontynuuj to. Twój związek z nią mógłby pomóc naszej rodzinie odzyskać dawną potęgę.
- Niby w jaki sposób?
- Po prostu rób dalej to, co robisz, byle tylko pozostała przy tobie. Nie powinno to być trudne, bo to nie żadna tajemnica, że potrafisz oczarować dziewczyny. Jestem z ciebie taki dumny synu - mężczyzna położył dłonie na ramionach Draco i spojrzał mu w oczy. - Ta dziewczyna to idealna partia dla ciebie.
- Nie rozumiem cię ojcze. Niby jak ona może być dla mnie idealną partią? Teoretycznie to zdrajczyni krwi.
- Jednak teoria nie przeszkadza ci w wykonywaniu praktyki, co? - uśmiechnął się. - Na razie rób to, co do ciebie należy i nie zawracaj sobie głowy niczym innym. - Lucjusz nic więcej nie powiedział. A Draco nie naciskał. 


***


- Hej, bo tak sobie myślę, że przecież nie można brać pod uwagę tylko Parkinson. Może to wcale nie jest ona. Co myślicie o młodszej Greengrass? Astorii, czy jak jej tam? - spytałam, obserwując dziewczynę siedzącą przy stole Ślizgonów.
- Jest od nas o 2 lata młodsza, co znaczy, że urodziła się rok po tym jak Voldemort stracił moc. To nie może być ona. 
- Nie, Harry, Em ma rację - wtrąciła Hermiona. - Urodziła się rok po tym jak Voldemort stracił moc, ale nie wiadomo w którym miesiącu. Trzeba by było poznać jej dokładną datę urodzenia, ale to może być ona.
- Wciąż nie rozumiem jak ktoś mógł w ogóle tknąć Voldemorta... - rzekła Jasmine.
- A kto powiedział, że ktoś chciał go tknąć? - spytałam.
- Gwałt?
- Kto wie? A wiecie dlaczego w ogóle przyszła mi na myśl Greengrass? Zapomniałam wam o tym mówić, ale ostatnio dostałam list od rodziców, w którym napisali, że wybieramy się na sylwestra do Greengrass'ów, którzy organizują jakiś bal. Już im odpisałam, że nigdzie nie idę, ale nie w tym rzecz. Nie sądzicie, że to idealna okazja, aby Voldemort połączył się z córką? 
- A to znaczy, że po świętach w Hogwarcie może się zmienić wiele rzeczy... - przyznał Harry, a następnie z powrotem zapatrzył się w mapę Huncwotów.
- Ale czekajcie... - zaczęła Jas  - Przecież Harry powiedział, że dziewczyna nie jest z natury zła. Może rzeczywiście... Nie jest.
- Dumbledore powiedział, że będzie musiała wybrać jaką drogą chce pójść. Może i rzeczywiście wybierze tą dobra, w co szczerze wątpię, bo z tego co wiem, to dziewczyna ma ogromną moc. W końcu to dziedziczka Salazara Slytherin'a. Ale to jest Voldemorta jedyny potomek. On nie przestanie, dopóki ona nie stanie się taka, jaką on by chciał.
- Czyli nie ma nadziei... - stwierdziła Jasmine, ale nikt nie chciał jej przyznać racji.
- Malfoy znowu siedzi na wieży astronomicznej - powiedział Potter, wskazując miejsce na mapie.
- O matko, Draco Malfoy siedzi na wieży astronomicznej. Skandal! - zakpiła Spencer.
- Harry przestań, ty masz już obsesję - powiedziała Hermiona, a tobie nagle wpadło coś do głowy.
- Mam pomysł. Jeśli tak cię interesuje Harry, co Malfoy robi na wieży astronomicznej, to może mogłabym to sprawdzić. Mogę tam pójść - perspektywa zobaczenia chłopaka, sprawiała, że miałam uśmiech na twarzy, a jeszcze w dodatku legalnie... Poza tym może faktycznie coś kombinuje i Harry'ego obsesja okaże się być uzasadniona.
- Niby po co ? - spytała Granger. - I co mu powiesz? To by było zbyt dziwne.
- Może Jas pójdzie z tobą? - Harry spojrzał na Gryffonkę.
- O nie, nie, ja już się umówiłam, nie mam czasu na szpiegowanie Malfoy'a.
- Ale ja mam. Z chęcią sobie po szpieguję. Idę. 
- Em, a czy ty przypadkiem nie miałaś się dzisiaj spotkać z McFields'em? - zapytała Jas. No tak... Stanęłam na środku Wielkiej Sali, zastanawiając się co zrobić.
- Odwołam to - ruszyłam do stołu Krukonów. Przeprosiłam chłopaka, powiedziałam, że mam do załatwienia bardzo ważną sprawę i obiecałam, że następnym razem na pewno gdzieś pójdziemy. Gdy doszłam do wieży astronomicznej, Draco wciąż tam był. Stał opierając się o barierkę i obserwując rozprzestrzeniający się przed nim krajobraz. Nie miałam zamiaru ujawniać swojej obecności. Jeszcze nie. Podeszłam po cichu i oparłam się o barierkę.
- Uwielbiam widok z wieży astronomicznej - rzekłam, a chłopak aż podskoczył.
- Boże, Verges, nie strasz mnie. - zachichotałam, obserwując błonia.
- Co ty tu właściwie robisz?
- Obserwuję. Skąd wiedziałaś, że tu jestem? - zapytał.
- Co sprawia, że myślisz, że wiedziałam, że tu jesteś?
- Verges, nie mam ochoty na żadne gierki - powiedział poważnie, a krajobraz hogwarcki już mu się znudził. Teraz wpatrywał się we mnie
- Harry zobaczył cię na mapie - odpowiedziałam, nie mając ochoty kłamać.
- Co ? Na jakiej mapie ?
- Mapie Huncwotów - powiedziałam jakby to było oczywiste.
- Co to jest mapa Huncwotów?
- To mapa na której widzisz gdzie kto się znajduje w danym momencie. Pokazuje praktycznie cały Hogwart - wyjaśniłam. - Na szczęście twojego dormitorium tam nie ma. Co za ulga - zachichotałam, nie mając pojęcia dlaczego jestem z nim taka szczera.
- Potter posiada taką mapę? - spytał zaintrygowany.
- Yhym. Ostatnio dostał małej obsesji na twoim punkcie.
- Więc wie, że jesteś tu teraz ze mną?
- Tak. Zastanawiał się, co tutaj robisz, a ja postanowiłam to sprawdzić. Podejrzewa cię o rzucenie uroku na Katy Bell - postanowiłam przejść do rzeczy. Spojrzałam w oczy Draco, ale one... Nie wyrażały nic.
- A ty? Sądzisz, że to zrobiłem? - zaczął się do mnie przybliżać, ale wyciągnęłam rękę, powstrzymując go.
- Bezpieczna odległość - szepnęłam jakby ktoś mógł nas usłyszeć. - Nie wiem. Ty mi powiedz.
- Nie rzuciłem na nią uroku - jego głos był pewny, ale nie do końca mu uwierzyłam. Nim ugryzłam się w język zadałaś kolejne pytanie.
- Wiedziałeś, że Voldemort ma córkę? - I wtedy w jego oczach pojawił się szok. Nie wiedział.
- Żartujesz.
- Ani trochę. Ona uczy się w Hogwarcie, ale nie wiem kto to jest. Myślę, że to ktoś ze Slytherinu.
- Nie miałem o tym pojęcia, rodzice nic mi nie powiedzieli i... Nie wiem kto to może być. A ty skąd właściwie o tym wiesz?
- To nieistotne. Na mojej liście podejrzanych znajduje się Parkinson i młoda Greengrass.
- Oszalałaś? To nie one, nie ma szans.
- Jesteś pewien?
- Pansy i jej rodzinę znam zbyt dobrze. To na pewno nie ona. Rodzinę Greengrass'ów też znam i wątpię, żeby to miała być Astoria. 
- Podobno ona nie wie o tym, że jest jego córką. To może być każdy. Są w Slytherinie jakieś sieroty?
- Nic mi o tym nie wiadomo, ale przyjrzę się dziewczynom ze Slytherinu - wyjął papierosa i odpalił, a następnie zaciągnął się mocno.
- Powiadomisz mnie jeśli czegoś się dowiesz? - spytałam z nadzieją.
- Żebyś od razu poleciała do Potter'a? - zakpił. No tak, prędzej piekło zamarznie niż Draco Malfoy będzie współpracował z Harry'm Potter'em - Ale okej - powiedział po chwili.- Jeśli czegoś się dowiem, będziesz pierwszą osoba, której o tym powiem. Liczę, że ty zrobisz to samo.
- Zrobię 


***


         Był wieczór. Staliśmy przed zamkiem, a ja paliłaś papierosa. Wybieraliśmy się właśnie na przyjęcie do Slughorn'a, dlatego też byliśmy ubrani wieczorowo. Włosy związałam w koka, pozwalając pojedynczym kosmykom wypływać na twarz.
- I co, dowiedziałaś się co robił na tej wieży astronomicznej? - zamyśliłam się. Kompletnie zapomniałaś o to spytać Draco. Nie żeby ci powiedział...
- Chyba potrzebował pomyśleć. I Harry, proszę cię, skończ już, bo ty rzeczywiście masz obsesję.
- Może i masz rację. Ale ja i tak wiem, że on coś kombinuje i znajdę na to dowody. W każdym razie... Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. Wtedy gdy byłaś z Malfoy'em na wieży... Nie byliście tam sami.
- Co? O czym ty mówisz? - spytałam zaskoczona i przerażona, nawet nie zauważając, że papieros się skończył i zaczął przypalać ci palce. Syknęłam z bólu i upuściłam niedopałek.
- McFields tam był przez cały czas, obserwował was.
- Nie mówisz poważnie - chciałam, żeby Gryffon zaprzeczył, ale on tego nie zrobił. - O cholera.- wróciłam myślami z powrotem do tego wieczoru, zastanawiając się o czym właściwie rozmawialiśmy. Oprócz córki Voldemorta oczywiście. Obawiałam się, że Oliver mógł usłyszeć lub zobaczyć coś, co ukazywało by twoją relację z Draco.
- Em, on ma obsesję na twoim punkcie - stwierdził Harry.
- Wiem, ale co mam zrobić? Dałam mu ostatnio do zrozumienia, że nie ma liczyć na nic więcej niż przyjaźń. - zaczęliśmy się kierować w stronę zamku, a ja dopiero teraz zauważyłam jak bardzo oblodzony jest dziedziniec. Wysokie buty i lód to zdecydowanie niezbyt dobre połączenie. Już po chwili się o tym przekonałam, gdy poślizgnęłam się i omal nie upadłam. Omal, bo ktoś zdążył mnie złapać. Znałam ten dotyk. I to nie był Harry.
- Uważaj jak chodzisz Verges- powiedział Draco, gdy już mnie puścił, a następnie dokładnie obadał mój wygląd wzrokiem i uśmiechnął się pod nosem. - A ty Potter lepiej pilnuj swojej dziewczyny, bo ktoś ci ją czmychnie sprzed nosa - dodał i odszedł. Miałam ochotę krzyknąć, że nie jestem dziewczyną Potter'a, ale potem zrozumiałam, że przecież Draco doskonale o tym wie. Gdy dotarliśmy na przyjęcie, od razu zostaliśmy powitani przez Slughorn'a.
- Harry i Emma, jak wy pięknie ze sobą wyglądacie. Od kiedy jesteście razem? 
- To nie tak, my wcale nie, my tylko...
- Przyszliśmy jako przyjaciele - dokończyłam za Harry'ego.
- Oh przepraszam, myślałem, że to coś więcej, mój błąd. - przyjęcie wcale nie było takie złe, jak myślałam, że będzie. Właściwie było całkiem zabawnie. Pośmiałam się z Hermiony, chowającej się przed McLaggen'em, z którym przyszła, a następnie rozbawiło mnie to jak McLaggen zwymiotował na buty Snape'a, gdyż Harry wkręcił mu, że zjadł smocze jaja. Poznałam także wampira, jednego ze znajomych Slughorn'a. 


***


         Był dzień wyjazdu na święta. Wśród uczniów panowały wesołe nastroje, wielu z nich cieszyło się z perspektywy zobaczenia się z rodziną. Ale nie ja... Ja wolałabym zostać na święta w Hogwarcie, pojechać do nory lub do Jas. Wspomniałam o tych planach rodzicom w liście, oni jednak się uparli, że muszę koniecznie wrócić do domu.  W pociągu Harry opowiedział nam, gdzie i dlaczego zniknął na przyjęciu u Slughorna. Okazało się, że poszedł za Snape'm i Draco i podsłuchał ich rozmowę. Z tego co usłyszał, Snape zawarł z Narcyzą Malfoy wieczystą przysięgę, czyli taką, której nie można złamać. Ma on chronić i pomagać Draco w zadaniu, które ślizgon rzekomo ma wykonać. Zrozumieliśmy, że Draco musiał dostać jakieś zadanie od Voldemorta, ale nie wiedzieliśmy jakie. Nie miałam wątpliwości co do słów Harry'ego, wiedziałam, że mówi prawdę, ale... To nie wywarło na mnie żadnego wrażenia. Równie dobrze Harry mógłby opowiadać o zakupach w supermarkecie. Potem znów rozmawialiśmy o córce Voldemorta. Byłam właśnie w toalecie i wracałam do swojego przedziału. Poczułam jak na kogoś wpadam... 
- O hej Oli, co tam? - zapytałam jakby nigdy nic, dopiero po chwili przypominając sobie, że Krukon widział mnie wtedy na wieży astronomicznej z Draco. 
-Dobrze - odpowiedział obojętnie i spojrzał mi w oczy, ale jego spojrzenie... było dziwne. Staliśmy przez chwilę w milczeniu, czułam się odrobinę zakłopotana. Chciałam odejść, ale... - Więc Emmo... - zaczął strasznie oficjalnym tonem, kompletnie do niego niepodobnym. - Co to była za ważna sprawa ostatnio, że musiałaś odwołać nasze spotkanie? - w jego głosie dosłyszałam coś w rodzaju drwiny. I co teraz miałam odpowiedzieć? On doskonale wiedział co robiłam, bo przecież był tam. Spuściłam wzrok na dół, a następnie znów spojrzałam na chłopaka.
- Jeśli bym ci powiedziała, musiałabym cię zabić - powiedziałam udając powagę, a Oliver spojrzał na mnie zdezorientowany - Zawsze w mugolskich filmach tak mówią. - wyjaśniłam, na co on tylko pokiwał głową.
- Powinnaś uważać Emma. Na to co mówisz i co robisz - zagroził, a następne nachylił się nad moim uchem, tak, że poczułam jego chłodny oddech. - Ponieważ znam twój mały sekret. Twój i Malfoy'a - natychmiast się od niego odsunęłam.
- Nic nie wiesz - powiedziałam, starając się przyjąć obojętny wyraz twarzy. Oliver roześmiał się.
- Myślisz, że nie wiem gdzie się wymykasz wieczorami? - jego uśmiech był... psychopatyczny. Ostatni raz zmierzył mnie wzrokiem, a następnie mocno trącając ramieniem, odszedł. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Byłam cała blada. On naprawdę wiedział. Jak długo? I przez ten cały czas udawał? Zawsze ignorowałam Olivera i nigdy nie traktowałam go poważnie, a teraz zrozumiałam, że to był błąd.
- Emma, wszystko w porządku? - usłyszałam głos i gdy spojrzałam w bok, ujrzałaś zatroskaną Lunę Lovegood.
- Tak, nic mi nie jest - zmusiłam się do uśmiechu.
- Cóż, powinnaś pójść po swoje rzeczy bo właśnie dojeżdżamy - spojrzała rozmarzona w okno i odeszła podskakując. Pociąg zatrzymał się na peronie 9 i 3/4 w Londynie.

niedziela, 22 stycznia 2017

Voldemort... On...

Przez ostatni tydzień nie mogłam przestać się zastanawiać czy na pewno dobrze oceniłam Draco. Może nie powinnam go tak od razu posądzać? Może on naprawdę był ze mną szczery? Jednak trudno było mi w to wszystko uwierzyć, a Draco, jeśli jego intencje były szczere, powinien to zrozumieć. W końcu zawsze był dla mnie wredny i złośliwy, dziwne by było gdybym tak po prostu mu uwierzyła. Czułam się z tym źle, co prawdopodobnie było spowodowane tym, że w ostatnim czasie naprawdę polubiłam Ślizgona. Mogłam temu zaprzeczać, ale po co? Po co zaprzeczać oczywistemu? Nabrałam nagle ochoty by wyjść się przejść, wzięłam więc Demona i poszliśmy pochodzić trochę po zamku. Znów zaczęłam rozmyślać, zauważyłam nagle jak Demon zaczął biec przed siebie, a następnie skręcił na zakręcie. Odwróciłam się zdezorientowana, by sprawdzić czy nikt nas nie goni i Demon po prostu nie ucieka, mimo, że ten kot nie jest typem tchórza. Z tyłu nikogo nie było, więc ruszyłam pędem w stronę, w którą pobiegł kot, byle by go nie zgubić. I wtedy natrafiłam wprost na scenę, której w życiu bym się nie spodziewała. Przed mną stał Draco Malfoy i trzymał na rękach mojego kota, głaskał go, a on... mruczał?
- Malfoy, co robisz z moim kotem? - zapytałam oskarżycielskim tonem i natychmiast rzuciłam się w stronę chłopaka, by sprawdzić czy z Demonem wszystko w porządku.
- Spokojnie Verges, tylko go głaskam. Poza tym my z Demonem lubimy się nawzajem. - podrapał kota za uchem, a ten spojrzał na niego zadowolony. Sparaliżowana stałam nie dowierzając własnym oczom.
- Wy się lubicie? Demon nikogo nie lubi!
- Wydaje mi się, że jakby mnie nie lubił, to nie przybiegłby do mnie szczęśliwy, a następnie nie chciałby być głaskany. Idź już do swojej pani. - zwrócił się do kota i podał mi go na ręce, natychmiast obadałam go wzrokiem, ale wyglądał w porządku. Draco odwrócił się w celu odejścia, ale ja czułam, że jeśli mu na to teraz pozwolę, będę potem żałować.
- Zaczekaj. - postawiłam kota na podłodze w momencie, w którym Draco się odwrócił. - Co do naszego ostatniego spotkania...
- Mówisz o tym kiedy oskarżyłaś mnie, że chcę cię wykorzystać? - przerwał mi i założył ręce na piersiach.
- To nie do końca tak było. Ale tak, mówię właśnie o tym. Chodzi o to, że... Powinieneś mnie zrozumieć. To chyba oczywiste, że nie mogą ci tak po prostu zaufać i uwierzyć, patrząc na naszą przeszłość. Więc nie sądzę aby było w tym coś dziwnego, że mam podejrzenia kiedy proponujesz mi spotkanie i wyjawiasz, że mnie polubiłeś. Do tego jesteś Ślizgonem, a każdy wie, że gierki są jak najbardziej w waszym stylu. No i mój charakter, z reguły jestem nadmiernie ostrożna i nieufna i kiedy ktoś nagle zaczyna się mną interesować, ktoś kogo nigdy bym o to nie posądziła, wydaje mi się to dziwne i...
- Więc musisz mieć naprawdę niską samoocenę, jeśli uważasz, że tak trudno jest cię polubić. - stwierdził uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Może i tak. Mam też pewne podejrzenia co do tego, że choruję na paranoję. Ale nie zaawansowaną, taką, z którą da się żyć. Nieważne. Chodzi o to, że mi też się z tobą dobrze rozmawiało...
- Okej, nie wysilaj się Verges. - przerwał mi po raz kolejny. - Wszystko mi już jasno wyjaśniłaś. Nie ufasz mi i ja też ci nie ufam. Masz wszelkie prawo by podejrzewać mnie o to, że chcę cię wykorzystać i że dziwne by było gdybym cię nagle polubił. Rozumiem. A teraz zapomnijmy o tym. - odwrócił się by tym razem ostatecznie odejść, ale znów nie mogłam mu na to pozwolić.
- Nawet jeśli byłaby to prawda- zatrzymał się, ale nie odwrócił.- nie obchodzi mnie to. - spojrzał na mnie z zaciekawieniem i zdziwieniem. - Nie mam nic do stracenia. - Już nie chciałam o niczym zapominać. Teraz chciałam tylko zatrzymać go przy sobie. Intensywność z jaką Draco mierzył mnie wzrokiem, sprawiała, że czułam się nieco niekomfortowo. Patrzyłam chwilę na niego, potem spuściłam wzrok na swoje buty, a następnie znów spojrzałam na niego. To milczenie było coraz bardziej męczące - Odezwiesz się w końcu? - zapytałam.
- Masz ochotę się czegoś napić? - zapytał jakby nigdy nic, co dosyć mnie zaskoczyło.
- Czemu nie?  Demon, wrócisz beze mnie? - zwróciłam się do kota, który już po chwili zniknął za zakrętem. Draco gestem głowy pokazał bym za nim poszła. Po drodze minęliśmy kilku uczniów, którzy dziwnie się nam przyglądali. Nie przejmowałam się tym jednak. Nie przejmowałam się też tym gdzie Draco mnie prowadzi, aż do chwili gdy zaczęliśmy kierować się w stronę lochów - Gdzie my właściwie idziemy?
- Do mojego dormitorium.
- Ja... - tego się nie spodziewałam. Poczułam, że muszę się wycofać
- Spokojnie. Z nikim nie dzielę dormitorium, a wejście do niego nie prowadzi przez Pokój Wspólny, więc nie musisz się obawiać, że jakiś Ślizgon cię zobaczy. - zapewnił, co sprawiło, że poczułam się trochę lepiej. Nagle przyszła mi do głowy myśl, co jeśli Harry teraz siedzi w nosie w mapie Huncwotów i widzi jak zmierzam do dormitorium Draco Malfoya? No cóż, nawet jeśli, w tej chwili nie bardzo mnie to obchodzi. Potem będę myślała jak się wytłumaczyć. Draco wypowiedział hasło, a następnie wpuścił mnie przodem. Weszłam do środka ostrożnie rozglądając się czy nikogo nie widać na horyzoncie. Blondyn ruszył w stronę bocznego korytarza, a ja natychmiast podążyłam za nim. Zaczęliśmy wspinać się wąskimi, krętymi schodami w górę, gdzie znajdowały się tylko jedne drzwi. Były ciemno zielone, a klamka była ozdobiona srebrnym wężem. Już po chwili znalazłam się w prywatnym dormitorium Ślizgona. Pokój był osadzony w ciemnych i zielonych barwach. Znajdowała się tam czarna sofa, przy której stał szklany stolik, wielkie łóżko, które pomieściłoby z pięć osób, wyłożone szmaragdową pościelą, a także biurko, szafa, drzwi do łazienki, i... Na ten widok zaparło mi dech w piersiach. Wiedziałam, że u Ślizgonów w oknach widać głębie hogwarckiego jeziora, ale jeszcze nigdy nie widziałam tego na żywo. Lecz to nie sama woda robiła na tobie wrażenie, ale...
- Czy to...
- Wielka kałamarnica. - dokończył Draco. - Często tu do mnie zagląda.
 - Niesamowite. - powiedziałam i podeszłam bliżej okna by bardziej zagłębić się w hogwarckie jezioro. Spojrzenie moje i wielkiej kałamarnicy spotkały się.
 - Podoba ci się widok na jezioro, co ? - zagadnął Ślizgon z uśmiechem.
- Jest intrygujący, ale chyba jednak wolę widok z mojego okna na całe błonia. - Draco wskazał mi miejsce na sofie, a ja usiadłam. Następnie zaproponował whiskey, którą z chęcią przyjęłam - Dlaczego masz prywatne dormitorium? Jak ci się udało to załatwić? - spytałam.
- Jeśli prefekt chce, może się o nie postarać. Ja to zrobiłem.
- Zaczynam żałować, że nie zostałam prefektem. - stwierdziłam ponuro.
- Mendes za bardzo cię wkurza?
- Nie. Chociaż czasami tak. Bardziej chodzi o prywatność. Wiesz... cisza, spokój. Nikt ci nie przeszkadza, ani ty nikomu nie przeszkadzasz. Dużo dziewczyn tu zapraszasz? - zapytałam siląc się na obojętny ton.
- Właściwie to jedyną dziewczyną, która tu była oprócz ciebie jest Pansy - te słowa trochę mnie zaskoczyły. Poważnie tylko ja i Parkinson tu byłyśmy?
- No tak, Parkinson. Przyjaźnicie się, prawda? Czy może... Coś więcej? - nie mogłam się powstrzymać, musiałam zapytać. Draco przyjrzał mi się uważnie, jakby próbował wybadać jakieś emocje wypełzające na moją twarz. Próbowałam wytrzymać siłę jego spojrzenia, lecz już po chwili mój wzrok powędrował na kolana.
- Pansy to tylko dobra przyjaciółka. - odpowiedział po chwili. - Nie martw się, nie masz o co być zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna. - odpowiedziałam zbyt szybko, co wywołało na ustach Ślizgona uśmiech. Mimo wszystko, na zapewnienie blondyna, że Parkinson to tylko przyjaciółka poczułam pewnego rodzaju ulgę, której sama nie rozumiałam.
- Dawno nie nazywałeś mnie zdrajczynią krwi... - zauważyłam.
- Dlaczego miałbym cię tak nazwać?
- Zawsze to robiłeś.
- No w sumie racja.
- Po prostu... Nie rozumiem tego dlaczego tu jestem. Mimo moich przekonań, którymi gardzisz - powiedziałam. Draco przez chwilę nic nie mówił, jakby się zastanawiał.
- Nie podobają mi się twoje poglądy Verges, ale szanuję to, że masz własne zdanie. Poza tym mimo to wciąż mi się z tobą dobrze rozmawia. A co z tobą? Dlaczego ty tu jesteś? - zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią po czym spojrzałam mu pewnie w oczy.
- Z tego samego powodu.
- Więc tak na ciebie działam? - zaczął. - Nie potrafisz mi odmówić? Czujesz przyciąganie, któremu nie potrafisz się oprzeć? - tymi pytaniami zbił mnie z tropu, nie bardzo wiedziałam jak na nie odpowiedzieć. Tym bardziej, że odpowiedź na każde brzmiała "tak". Popatrzyłam mu prosto w oczy i przybrałam twardy wyraz twarzy, tak aby uwierzył w moje słowa.
- Przykro mi, ale odpowiedź na twoje pytania brzmi nie. Nie działasz na mnie w żaden sposób, jeśli chcę w każdej chwili potrafię ci odmówić i nie czuję żadnego przycią... - nie dane mi było dokończyć, gdyż moje usta zostały zamknięte przez usta Draco. Oczywiście nie byłam w stanie go odepchnąć. Wiedziałam, że w ten sposób, uświadamiam mu, że ma rację, ale... To było silniejsze. Wplotłam dłonie w jego blond włosy, a on posadził mnie na swoich kolanach, pozwalając mi po raz kolejny zatracić się w jego pocałunkach.
- Mówiłaś coś, że potrafisz mi odmówić? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, że potrafię. - odpowiedziałam schodząc z jego kolan. - po prostu teraz nie chciałam tego robić.
- Jasne, jasne, tak trudno ci przyznać, że niesamowicie dobrze całuję? - spojrzałam na niego wrogo, lecz po chwili się roześmiałam. Rozmawialiśmy jeszcze dłuższy czas, żartowaliśmy i śmialiśmy się. Nie było czegoś takiego jak krępująca cisza spowodowana brakiem tematów do rozmów. To właśnie było takie zadziwiające. Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będzie mi się tak dobrze rozmawiało z tym Ślizgonem. Nawet nie zauważyliśmy kiedy butelka whiskey została opróżniona. A to nie była dobra rzecz.
- Tylko nie to. - szepnęłam sama do siebie, jednak nie uniknęłam uwagi ze strony blondyna.
- Co?
- Za dużo wypiłam. Teraz świat wiruje, a ja nie czuję się za dobrze. Chyba już wrócę do siebie.
- Jesteś pewna, że w takim stanie chcesz iść? Lepiej cię odprowadzę.
- Jak sobie chcesz. Nawet nie masz pojęcia jak ci zazdroszczę własnego dormitorium. - ruszyłam w stronę drzwi, dopiero po chwili zauważając, że Draco nie rusza się z miejsca.
- Dlaczego nie zostaniesz tutaj? - zapytał gdy na niego spojrzałam.
- W sensie, że...
- W sensie, że wytrzeźwiejesz, a potem wrócisz do siebie. Możesz się położyć, nie będzie mi to przeszkadzać. - patrzyłam na niego nie będąc do końca pewna czy mówi serio, czy może to po prostu efekt zbyt dużej ilości alkoholu.
- Okej. Tak chyba będzie najlepiej. - zgodziłam się. Położyłam się do wielkiego łoża, zachwycając się jak bardzo wygodne było. Zakryłam się śliską szmaragdową pościelą i przymknęłam oczy, gdyż to sprawiało, że czułam się lepiej. Nie zawracałam sobie teraz głowy Draco, chciałam po prostu, żeby było już wszystko w porządku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.


***


Gdy się obudziłam nie bardzo wiedziałam gdzie się znajduje. Zanim otworzyłam oczy, pojechałam ręką na prawo, gdzie zazwyczaj śpi Demon, a nie czując go tam, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Otworzyłam oczy, a kolorem, który mnie uderzył była zieleń. Nie błękit. Przewróciłam się na drugi bok i aż zaniemówiłam. Draco Malfoy wyszedł akurat z łazienki. Miał na sobie same spodnie, a jego platynowe blond włosy były mokre. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej, która była... idealna. Szczerze mówiąc, nigdy nie podejrzewałam Draco o taką klatę.
- O wstałaś już. - uśmiechnął się, widząc jak mu się przyglądam.
- Która godzina?
- siódma rano.
- Cooo ? - natychmiast podniosłam się z łóżka. - Jak to siódma rano?
- Normalnie - odpowiedział nadzwyczaj spokojnie, wkładając na siebie śnieżnobiałą koszulę.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? Spędziłam tu całą noc? A ty gdzie spałeś?
- Uspokój się. Tak, spędziłaś tu całą noc. A ja spałem na kanapie, chociaż prawdopodobnie ucieszyłabyś się budząc się koło mnie w łóżku. Ale cóż... Wolałem nie ryzykować - Nabrałam ogromnej ochoty aby rzucić go poduszką, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Muszę iść - wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Poczekaj, odprowadzę cię - Szybko zaczęłam schodzić ze schodów i ku nieszczęściu natknęłam się na dole na trójkę Ślizgonów. Blaise Zabini, Pansy Parkinson i Teodor Nott. Zanim pomyślałam, zaczęłam cofać się z powrotem na górę, jednak Draco mi na to nie pozwolił. Spojrzał na dół, sprawdzając co było powodem mojego zakłopotania i w tym momencie Ślizgoni  nas zauważyli.
- Verges? - Blaise Zabini był zaskoczony moim widokiem. - Draco? A co tutaj się dzieje? - na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- To nie to na co wygląda. - wyjaśniłam pośpiesznie. Obecność samego Blaise'a i Teodora nie byłaby jeszcze taka zła. Najbardziej przejmowałam się wtedy Pansy, która obserwowała mnie z zainteresowaniem.
- Ona ma rację. To nie to na co wygląda.-  potwierdził Draco, za co byłam mu wdzięczna.
- Dobra, dobra i tak byście nam nie powiedzieli. Ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego widoku z samego rana. Jestem naprawdę zaskoczony. - czarnoskóry chłopak nie przestawał się uśmiechać, a ja miałaś ochotę zapaść się pod ziemię.
- Verges, makijaż ci się rozmazał. - zwróciła się do mnie Parkinson, a ja nie wiedziałam co w tym momencie jest gorsze. To, że Pansy zobaczyła mnie wychodzącą z samego rana z dormitorium samego księcia Slytherinu czy to, że jej głos brzmiał naprawdę... miło. Naśliniłam palec i zaczęłam pocierać miejsce, które skazała Ślizgonka - O już dobrze.
- Okej... - byłam jednocześnie zdezorientowana i zakłopotana. - W dalszej drodze poradzę sobie sama. - zwróciłam się do Draco i szybkim tempem wymijając Ślizgonów, opuściłam Dom Węża.


***


Przez kolejne tygodnie regularnie spotykałam się z Draco. Zazwyczaj przychodziłam do jego dormitorium wieczorami. Przed tym jednak pożyczyłam od Harry'ego mapę Huncwotów, w celu wybadania jak wygląda na niej wnętrze Slytherinu. Ku mojej radości, na mapie nie znajdowało się dormitorium Draco. To oznaczało, że mogłam go bezkarnie odwiedzać i nikt o tym nie wiedział. Jedynie Jasmine mówiłam gdzie chodzę. Na korzyść przemawiał mi też fakt, że Pansy Parkinson nie postanowiła rozprzestrzenić po szkole faktu, że spałam u Draco. Był czas kolacji, kiedy usiadłam przy stole Gryffonów, obok Jasmine, Harry'ego, Rona i ku mojemu zdziwieniu Hermiony. Nie mogłam się powstrzymać przed zerknięciem na stół Ślizgonów. Miałam stąd na niego idealny widok. Nigdzie jednak nie dostrzegłam platynowych blond włosów.
- Jak tam Malfoy? - szepnęła do Jasmine, widząc jak mój wzrok szuka Ślizgona.
- Dobrze. Tak, całkiem dobrze. - uśmiechnęłam się lekko, co Gryffonka odwzajemniła. Konsumując kolację, w końcu dostrzegłam Draco. Zerknął na ciebie okiem i niewidocznie się uśmiechnął. Po chwili zauważył mnie także Blaise, który widząc mój wzrok wpatrzony w nich, pomachał do mnie. Trochę mnie to zdziwiło, ale odmachałam.
- Emma? - odezwał się Ron, jakby dopiero zauważył moją obecność. - Czy mi się wydawało, czy przed chwilą Zabini do ciebie pomachał, a ty mu odmachałaś?
- Nic ci się nie wydawało Ron. - odpowiedziałam jakby nigdy nic.
- Żartujesz?
- Dlaczego on do ciebie macha?
- I dlaczego ty mu odmachałaś?
- Przyjaźnicie się teraz? Może z Malfoy'em też się przyjaźnisz? - Wypytywali Gryffoni, prócz Jasmine. Westchnęłam głośno.
- A od kiedy to, że do kogoś machasz, znaczy, że jest twoim przyjacielem? Poza tym jakbyście jeszcze nie zauważyli, to ostatnio mój dom ma z domem Slytherinu znacznie lepsze stosunki. Więc jeśli ktoś do mnie grzecznie macha, to ja mu odmachuję.
- Ale Emma, to jest Zabini! Wredny Ślizgon, przyjaciel Malfoya, najgorszej skazy na świecie. - emocjonował się Weasley.
- Najgorszej? Myślałam, że Voldemort jest gorszy. - wtrąciła Jasmine.
- To najgorszej skazy Hogwartu. Ślizgoni to wrogowie, a Krukoni są głupi, że się z nimi zaprzyjaźnili - Poczułam jak tracę resztki cierpliwości.
- Nie mam ochoty dłużej tego słuchać. Co do znajomości ze Ślizgonami to myślę, że akurat nie muszę się wam tłumaczyć i nawet jeśli bym się z nimi przyjaźniła. - podkreśliłam ostatnie słowo patrząc na Rona - Nie byłaby to wasza sprawa.
- Ale Em...
- Nie jestem Gryffonką. Jestem KRUKONKĄ. My nie rywalizujemy ze Ślizgonami, a wasza trójka. - spojrzałam na Potter'a, Granger i Weasley'a. - czasami potrafi być naprawdę wkurzająca, we wszystko się wtrąca i myśli, że postradała wszystkie rozumy. Więc pozwólcie, że wam teraz coś uświadomię. Nie jesteście pępkiem świata! - Zauważyłam, że Gryffoni siedzący najbliżej nas, przyglądają się tej całej scenie z zainteresowaniem, ale nic sobie z tego zrobiłam - A teraz już sobie pójdę. - odeszłam, widząc zaskoczone miny Harry'ego, Rona i Hermiony oraz rozbawioną Jasmine.
- Zwariowała.... - dosłyszałam jeszcze Rona. Wchodziłam właśnie po schodach, wracając do wieży Ravenclaw, kiedy usłyszałam głos.
- Verges - odwróciłam się.
- Parkinson.
- Możemy pogadać? - zapytała Ślizgonka, a ja przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.
- Pogadać? A czy my mamy w ogóle o czym gadać?
- Tak, właściwie to mamy. - jej ton był pewny, a spojrzenie groźne, nie przyjmujące odmowy.
- Okej, mów. - powiedziałam zrezygnowana, nie bardzo mając ochotę na rozmowę ze Ślizgonką.
- Nie tutaj  - ciemnowłosa kiwnęła głową, pokazując bym za nią poszła.Weszłyśmy do jednej z pustych klas. Stanęłyśmy na przeciw siebie i przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Przyjrzałam się dokładnie dziewczynie i stwierdziłam, że mimo twarzy mopsa, jest całkiem ładna - Ostatnio ty i Draco się do siebie zbliżyliście. - zaczęła.
- A więc to o Malfoy'u chcesz rozmawiać? Niech zgadnę. "Zostaw go w spokoju, on jest mój", a może "skrzywdź go, a cię zabiję"? Tak, jasne, ale nie sądzę żebyśmy byli już na tym etapie znajomości. - powiedziałam i zdawało mi się albo w oczach Pansy pojawiło się coś w rodzaju rozbawienia.
- Nie, to nie o Draco chcę rozmawiać. I nie, on nie jest mój, ale co do drugiego to masz rację. Jeśli go skrzywdzisz, zabiję cię.
- Więc przechodzimy do gróźb? Sorry Parkinson, ale...
- Boże, Verges, zamknij się choć na chwilę i posłuchaj co mam ci do powiedzenia. - przerwała władczo, tak, że nie sposób było jej odmówić. - Jak dobrze wiesz nasze domy ostatnio zawarły coś w rodzaju... - zastanowiła się. - Sojuszu. Myślę, że to dobre słowo. Jednak dotyczy to jedynie chłopaków. Myślę więc, że można by to było zmienić, dlatego ja proponuję tobie sojusz czy jakkolwiek chcesz to nazywać.
- Serio? - zapytałam z wahaniem, nie bardzo dowierzając własnym uszom. Spojrzałam w oczy Ślizgonki i dostrzegłam w nich powagę oraz pewność własnych słów.
- Serio. Więc co mówisz Verges? - wyciągnęła do mnie dłoń.
- Czekaj. Chwila. Skąd mogę wiedzieć, że to nie jakiś podstęp? - zapytałam podejrzliwie.
- Podstęp? Verges, nie mam powodu by bawić się z tobą w jakieś gierki.
- Draco.
- Co?
- Draco. - powtórzyłam. - To twój powód. Naprawdę chcesz powiedzieć, że nie masz do niego żadnych uczuć?
- Draco to mój przyjaciel i tak, może kiedyś miałam nadzieję na coś więcej, ale dałam sobie już z tym spokój. - powiedziała pewnie. - Poza tym on nigdy nie spojrzał na mnie w sposób w jaki patrzy na ciebie - Twarz Pansy była poważna, ale ja czekałam tylko na to, aż w końcu się roześmieje. Nie chciałam się na to nabrać, starałam się nie okazać żadnych emocji, ale te słowa mocno na mnie zadziałały.
- Dlaczego ja? - zapytałam po chwili milczenia. - Dlaczego mi proponujesz ten "sojusz" Dlaczego nie powiedzmy... - zastanowiłam się. - Cho Chang?
- I znów wracamy do kwestii Draco. Proponuję go właśnie tobie ze względu na wasze ostatnie stosunki. Poza tym Blaise także cię lubi. Oczywiście nie w ten sposób co Draco. No i serio miałabym zaproponować sojusz Chang? Nie, dziękuję.
- Okej, to dlaczego na przykład nie Aria?  Spotyka się z Nott'em.
- Daj spokój, Nott nie patrzy na Mendes tak jak Draco na ciebie - I znów to powiedziała, sprawiając, że moje serce przyśpieszyło bieg.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Nott nie traktuje Mendes poważnie. - wyjaśniła. - Teodor jest typem osoby... Sama nie wiem jak to określić. Po prostu czasami odnoszę wrażenie, że on nie potrafi czuć. Jest zawsze taki obojętny i niewzruszony. Czasem się go nawet boję, a Mendes zdecydowanie powinna na niego uważać. Słowa Ślizgonki zaniepokoiły mnie. Będę musiała porozmawiać z Arią - Nie to co Draco. - kontynuowała Pansy. - Niby jest taki obojętny i zimny, ale on naprawdę cię lubi Verges. Znam go już na tyle długo, że potrafię to stwierdzić. Nawet jeśli on sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Ale dosyć o tym. Więc co Verges? Sojusz? - Po raz drugi wyciągnęła do mnie dłoń.
- Sojusz. - uścisnęłam dłoń. To, że zawarłam sojusz z Pansy wcale nie oznaczało, że zostałyśmy teraz przyjaciółkami. Wciąż jej nie ufałam. Nie mogłam przestać myśleć o tym co Ślizgonka powiedziała na temat Draco. Czy on naprawdę mnie polubił... bardziej niż myślałam? Zanim położyłam się spać postanowiłam poczekać na Arię, która wróciła naprawdę późno w nocy. Nie miałam żadnej wątpliwości, że była z Nott'em. Zauważyłam też, że ostatnio Krukonka mówi o nim coraz mniej i że w ogóle ostatnio mniej, że sobą rozmawiamy. To nie było podobne do Arii. Zapytałam ją więc o Ślizgona i o tym jak im się układa. Ona jednak kompletnie mnie zignorowała, tłumacząc, że jest zmęczona i chce się położyć. Postanowiłam więc poobserwować rozwój wydarzeń, a potem gdy będzie trzeba podjąć odpowiednie środki. Niby Pansy mogła się mylić, ale ona na pewno zna Teodora lepiej niż Aria. Po co miałaby kłamać? Tym bardziej, że Nott robił na mnie dokładnie takie samo wrażenie.


***


            Był wtorkowy wieczór. Wracałam właśnie z biblioteki do wieży Ravenclaw. Niestety po drodze natknęłam się na coś na co nie chciałam się natknąć. Ten pełen pogardy głos rozpoznałam już z daleka, ale gdy podeszłam bliżej upewniłam się, że to on. Draco Malfoy wraz z Crabb'em i Goyle'm znęcali się psychicznie nad jednym z pierwszoroczniaków, w którym potem rozpoznałam Krukona. Stałam przez chwilę sparaliżowana, czując jak nienawiść do Malfoya, którą niedawno przestałam czuć wraca. I to ze dwojoną siłą.
- Malfoy, co ty do cholery wyprawiasz? - wyciągnęłam różdżkę i pewnym krokiem ruszyłam na przeciw Ślizgona. Zauważyłam jak Goyle sięga do kieszeni po swoją różdżkę, ale szybko go rozbroiłam. Chciałam zrobić to samo z Crabbe'm, ale zauważyłam, że teraz różdżką celuje w ciebie także Draco. Tego się nie spodziewałam. Uśmiechnęłam się jednak widząc, że chłopiec zdążył odejść.
- Nie powinno cię tu być Verges. - powiedział blondyn.
- Naprawdę upadłeś już nisko. Żeby znęcać się nad bezbronnym pierwszoklasistą? I to jeszcze z mojego domu? Chyba nie myślałeś, że tak to zostawię. - prychnęłam. - Jesteś żałosny. Zauważyłam jak Crabbe szykuje się na rzucenie na mnie uroku, ale Draco gestem ręki go powstrzymał.
- Nie wtrącajcie się. - powiedział po czym zwrócił wzrok na mnie. - Powtórz to co powiedziałaś.- rzekł podchodząc bliżej. Jego oczy były obojętne, ale ja wiedziałam, że dopiero co wypowiedziane przez ciebie słowa zabolały go.
- A co, nie słyszałeś? Może potrzebujesz aparatu słuchowego? - zadrwiłam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to mugolski wynalazek. - Ale jeśli tak bardzo chcesz to proszę bardzo. Jesteś żałosny - Mierzyliśmy się wzrokiem, a on znów patrzył na mnie tak jak kiedyś. Z tą nienawiścią w oczach. W tym momencie jednak mnie to nie obchodziło bo patrzyłam na niego dokładnie w ten sam sposób - Nie mam zamiaru marnować na was swojego cennego czasu. - powiedziałam i odeszłam w swoją stronę. Nie mogłam powiedzieć, że dobrze czułam się z tym co przed chwilą miało miejsce. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Malfoy nienawidzi mugolaków, ale myślałam, że już skończył z tępieniem ich, gdyż dawno nie widziałam żeby to robił. No cóż... Najwyraźniej się myliłam. Odchodząc słyszałam, że ktoś za mną idzie. Dobrze wiedziałam, że to Malfoy, lecz nie miałam zamiaru się odwracać. Różdżkę miałam schowaną w kieszeni i nie zamierzałam jej wyjmować. W końcu co Ślizgon mógłby mi zrobić? - Co Malfoy? Wpadł ci do głowy jakiś tekst i postanowiłeś go wykorzystać? - zakpiłam, na co chłopak przyparł mnie mocno do ściany.- Przez chwilę poczułam coś takiego jak strach, lecz szybko on się ulotnił. Draco patrzył na mnie wściekle, ale ja wiedziałam, że nie mam się czego bać.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie mnie znieważyłaś, Verges?
- Oh serio? Więc wiedz, że dokładnie o to mi chodziło. - na te słowa Draco naparł na mnie jeszcze mocniej.
- Nie podoba mi się twój ton i nie podoba mi się twoje wtykanie nosa w nie swoje sprawy. - warknął, a jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej. - Więcej tego nie rób, zrozumiałaś?
- Bo co? - ani na chwilę nie spuściłam wzroku z jego oczu i zaczęłam się dziwić dlaczego to zawsze było dla mnie takie trudne. - Co mi zrobisz? - zapytałam pełnym wyzwania głosem. Już chciał coś odpowiedzieć, lecz nie było mu dane.
- Malfoy, co robisz? - rozległ się z prawej strony korytarza głos należący do Severusa Snape'a.
-Nie twoja sprawa. - odpowiedział Draco, a jego ton mnie zdziwił. Odsunął się kawałek ode mnie ale wciąż pozostawił ręce po obu moich stronach, nie pozwalając w ten sposób mi nigdzie odejść.
- Zostaw Verges w spokoju. - To mnie zdziwiło jeszcze bardziej. Snape był dziwnie spokojny, a biorąc pod uwagę fakt jak przed chwilą Ślizgon się do niego odezwał, było to raczej dziwne.-  Musimy porozmawiać.
- Oczywiście profesorze. - powiedział Draco już grzeczniej, ale dało się tam wyczuć drwinę, ostatni raz rzucił na mnie okiem, po czym uwolnił, zabierając ręce.
- A ty Verges. - zwrócił się do mnie Snape. - Nie masz czasem nic lepszego do roboty?
- Nie, właściwie to nie... Ale okej... Pójdę już sobie. - spojrzałam na Draco, a następnie wyminęłaś nauczyciela i wróciłam do wieży Ravenclawu. Nie mogłam przestać się zastanawiać dlaczego Draco tak się odezwał do Snape'a? Przecież to zawsze był jego ulubiony nauczyciel. I dlaczego Snape nawet nie zareagował? Cóż, prawdopodobnie i tak się tego nie dowiesz.


***


Siedziałam właśnie w Wielkiej Sali przy stole Krukonów, gdyż z Gryffonami ostatnio dużo nie rozmawiałam. Z wyjątkiem Jasmine oczywiście. Draco też za często nie widywałam i mimo, że wciąż byłam na niego zła, chciałam wyjaśnień. Chociaż gdy więcej o tym pomyślałam, to co takiego mógłby mi wyjaśnić? Tępienie mugolaków to jego natura, a ja nic na to nie poradzę. Mimo wszystko czułam, że mi go brakuje i właśnie to było w tym wszystkim najgorsze. Rozmyślając, konsumując posiłek i co jakiś czas wymieniając kilka zdań z Luną i Padmą, zostałam nagle zdjęta z ławki przez Harry'ego, którego twarz wyrażała przejęcie. Wiedziałam już, że chodzi o coś większego. Zaniepokoiło mnie to wszystko, gdyż przez chwilę myślałam, że chodzi o Draco. Pomyślałam, że Gryffoni w jakiś sposób dowiedzieli się, że się z nim widuję, lecz na szczęście lub nie, nie chodziło o to. Wraz z Harry'm, Ronem, Hermioną i Jasmine weszłam do jednej z pustych klas i po upewnieniu się, że nikt nie wejdzie ani nie podsłucha, usiedliśmy na ławkach, po czym zaczęliśmy czekać, aż Harry zacznie mówić.
- Byłem dzisiaj u Dumbledore'a. - zaczął Potter, a my pokiwaliśmy głową, dając znać, że doskonale o tym wiemy. - I dowiedziałem się czegoś... Naprawdę dużego.
- Czego?
- Harry, co to jest?
- No mów w końcu.
- No dalej Harry, mów bo zaraz nie wytrzymam - Ponaglaliśmy podczas gdy Gryffon wziął głęboki wdech i po kolei spojrzał na każdego z nas. Nastrój robił się coraz bardziej napięty, a sekundy dłużyły się niemiłosiernie.
- Voldemort... On... On ma dziecko.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Oskarżenia... tylko czy słuszne ?

- Harry, czy ty mnie śledzisz? - zapytałam po dłuższej chwili milczenia.
- Nie ciebie, tylko Malfoya.
- Więc skoro śledziłeś Malfoya, to powinieneś wiedzieć, że to on się do mnie doczepił kiedy siedziałam nad jeziorem. - powiedziałam zgodnie z prawdą. - A poza tym... Dlaczego go śledzisz?
- Chcę wiedzieć gdzie chodzi i z kim. Okej, powiedzmy, że się do ciebie doczepił, ale spędziliście ze sobą tam trochę czasu.
- A co miałam zrobić? Pójść sobie z miejsca, w którym siedziałam tylko dlatego bo Malfoy się tam pojawił? O nie, nie miałam zamiaru dawać mu tej satysfakcji. A zresztą... Dlaczego ja ci się tłumaczę? - chciałam odejść kiedy Potter złapał mnie za nadgarstek.
- Rozmawialiście?
- Nie, siedzieliśmy w milczeniu. - odpowiedziałam z sarkazmem. - Skończ te idiotyczne pytania no bo... O co ty mnie właściwie posądzasz?
- Przepraszam, ja po prostu... Sam nie wiem co myślałem.
- Więc nie myśl wcale, bo ci to nie wychodzi. - powiedziałam złośliwie, a Harry westchnął.
- Chodźmy w końcu na to spotkanie. - pociągnął mnie za rękę i poprowadził do gabinetu Slughorna. - wróciłam wspomnieniami do wszystkich spotkań z Draco w ostatnim czasie i cieszyłam się, że Harry widział nas akurat wtedy nad jeziorem bo gorzej by było gdyby pomysł na śledzenie Malfoya przyszedł mu do głowy znacznie wcześniej, a on zobaczyłby jak bardzo blisko przez dłuższy czas byliśmy koło siebie na imprezie w Slytherinie. Wtedy już nie miałabym jak się wytłumaczyć.
Na spotkaniu usiadłam między Harry'm, a Hermioną, na przeciwko Blaise'a, który dziwnie mi się przyglądał.
- Emmo. - zwrócił się do mnie Slughorn. - Podobno masz całkiem sporą wiedzę na temat mugoli, a z tego co wiem nigdy nie uczęszczałaś na Mugoloznawstwo. Jestem więc ciekaw, skąd dziewczyna ze starego rodu czarodziejów, która nigdy nie miała kontaktu z mugolskim światem, no bo nie miała jak, wie o nim tak wiele? - wzrok wszystkich skierował się wprost na mnie, a ja poczułam lekkie skrępowanie.
- Zawsze byłam ciekawa mugoli. - zaczęłam. - Tego jak funkcjonuje ich świat i tak dalej, postanowiłam go więc poznać. W wakacje często bywam w mugolskiej części Londynu, więc dowiedziałam się całkiem sporo. Kiedy my używamy do nawet najprostszych czynności magii, oni jej nie potrzebują bo sami sobie doskonale radzą. To w pewnym sensie niesamowite. To samo ich wynalazki, takie jak telefony czy laptopy. Niby powstały bez magii, ale ja uważam, że są magiczne. - Slughorn słuchał mnie z zainteresowaniem, zresztą inni obecni uczniowie też.
- To naprawdę intrygujące. - powiedział profesor i zadając mi i innym osobą kolejne pytania. Po wyjściu oceniłam, że "przyjęcie" nie było niczym specjalnym. Dla lodów postanowiłam jednak przyjść następnym razem.


***


Kolejne dni spędziłam głównie w książkach. Najmniej musiałam uczyć się z eliksirów, gdyż razem z Harry'm korzystałam z dziennika Księcia Półkrwi, który okazał się bardzo przydatny. Hermiona jednak dostała małej obsesji na punkcie byłego właściciela dziennika i spędzała dnie w bibliotece próbując znaleźć jakieś informacje. Ja i Harry uznaliśmy, że jest po prostu zła, że nie jest już najlepsza w klasie. W sumie ostatnio Hermiona ciągle chodziła zła, mimo, że starała się to ukryć. Jednym z powodów było też to, że Ron zaczął chodzić z Lavender Brown. Poza tym Harry zaczął uczęszczać na jakieś lekcje z Dumbledore'm, ale nie wiedziałam po co ponieważ Potter twierdził, że chociaż chciałby, to nie może mi powiedzieć. Było mi trochę przykro z tego powodu, ale powiedziałam, że rozumiem. Wracałam właśnie z biblioteki. Szłam jednym z tych spokojnych korytarzy, takim gdzie z reguły nie kręci się za wiele uczniów, aż nagle... spokój został zakłócony. Dwójka uczniów, dziewczyna i chłopak wyszli zza drzwi, za którymi prawdopodobnie znajdował się schowek na miotły. Chociaż nie, oni wcale nie wyszli... Oni wylecieli. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę kto to jest.
- Aria? Nott? Co do cholery? - spytałam zdezorientowana.
- Emma? - Aria wyglądała na zdziwioną, a także lekko przestraszoną widząc moją osobę. - Co ty tu robisz? - jej oddech był nieregularny, a na policzkach pojawiły się rumieńce.
- Co ja tu robię? Co wy tu robicie? - Aria otworzyła usta, lecz nie wydobył się z nich żaden dźwięk, natomiast Teodor oparł się niedbale o ścianę i wyluzowany obserwował rozwój akcji. Dopiero po obadaniu tej dwójki wzrokiem zrozumiałam, co miało miejsce za tamtymi drzwiami. Nie potrzebowałam już wyjaśnień i chciałam odejść, ale zza zakrętu wyszło dwóch chłopaków.
- Jeszcze ich tu brakowało. - powiedziała zażenowana Aria, widząc Malfoya i Zabini'ego, którzy zbliżali się w naszą stronę.
- Tu jesteś Teodor. - odezwał się Blaise.
- Nie wiedziałem, że zamierzasz spędzić czas z Krukonkami. Trzeba było uprzedzić, z chęcią byśmy się przyłączyli. - powiedział Draco puszczając do mnie oczko, a ja starałam się nie pokazać jak bardzo ten gest na mnie zadziałał.
- Właściwie to ja wracałam z biblioteki i wtedy natknęłam się na tą dwójkę, wychodzącą zza tych drzwi. - powiedziałam, widząc morderczy wzrok Arii.
- Oh tak? Mendes, co z twoimi włosami? - zapytał Zabini uśmiechając się znacząco, po tym jak połączył fakty.
- Ty Nott też marnie wyglądasz. - stwierdził Draco. - Jakbyś był po dużym wysiłku fizycznym. Powiecie nam co tam wyrabialiście czy mamy zgadywać? - w trójkę stanęliśmy przed Arią i Nott'em z założonymi na piersiach rękami, czekając aż w końcu się odezwą.
- No czekamy, czekamy. - ponaglałam ich doskonale się bawiąc.
- Nie sądzę aby to była wasza sprawa. - warknął Teodor.
- Emma? - nagle zza zakrętu wyszły osoby, których nie chciałam teraz widzieć. - Co ty robisz... z nimi ? - zapytała Jasmine, stojąca razem z Harry'm i Hermioną. Cała trójka wydawała się zdezorientowana i patrzyła na nas pytająco.
- To nie tak. Ja tylko ich spotkałam jak wracałam z biblioteki i...
- I po co się tłumaczysz Verges? - przerwał mi Draco. - Nawet jeśli byłaby z nami nie powinno was to interesować. - zwrócił się do Gryffonów.
- Zamknij się Malfoy. - warknął Harry.
- Bo co mi zrobisz Potter? Widzę, że trudno zaakceptować wam fakt, że ostatnio z Verges się polubiliśmy.
- My wcale nie...
- Już ci coś mówiłem na temat zaprzeczania oczywistego. Nie rób tego bo nie ma to sensu.- poczułam chęć ucieczki stamtąd, a następnie zapadnięcia się pod ziemię. Byłam przerażona na myśl, że Draco może zaraz wspomnieć o czymś, o czym nie chciałabym by wspomniał.
- Co masz na myśli? - zapytała Jas.
- Nie twoja sprawa Spencer.
- Gdzie idziecie? - zwróciłam się do Gryffonów, przerażona tym jak dalej sytuacja mogłaby się potoczyć - Idę z wami. Aria, idziesz też?
- Nie, myślę, że wrócę do dormitorium. - odpowiedziała czerwonowłosa.
- Okej, chodźmy. - chwyciłam Harry'ego pod pachę i zaczęłam ciągnąć go ze sobą, rzucając jeszcze tylko wzrokiem na Malfoya, który uśmiechał się do mnie zadowolony.
- O co chodziło? - zapytała Hermiona.
- O nic. Wiecie jak to Malfoy. - odpowiedziałam i zaczęłam temat Transmutacji, byle tylko nie zadawali więcej pytań na temat Draco.
Wieczorem Aria wyjaśniła sprawy dotyczące Teodor'a Nott'a. Zaczęła wymieniać jego zalety i stwierdziła, że się zakochała. Byłam do tego sceptycznie nastawiona, nie bardzo wierzyłam w to, że można się zakochać w kimś w tak krótkim czasie. Poza tym uważałam, że Ślizgon chce ją tylko wykorzystać. Podzieliłam się z nią tymi obawami, jednak Aria kompletnie mnie zignorowała. Potem zapytała o Draco i o co mu chodziło. Powiedziałam jej to samo co Gryffonom. Ona jednak zaczęła mówić, że idealnie byśmy ze sobą wyglądali, że Ślizgoni są super i powinnam spróbować czegoś z blondynem. Powiedziała też, że wydaje jej się, że Malfoy mnie lubi. Nie mogłam powstrzymać tego, że serce zaczęło mi szybciej bić, a policzki zaróżowiły się. Przyjęłam obojętny wyraz twarzy, nie pozwalając zobaczyć Arii jak bardzo spodobały mi się słowa, mówiące, że Draco mnie lubi. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego co się ze mną dzieje. Czy naprawdę ucieszyłabym się z tego gdyby Malfoy mnie lubił? To nawet nie jest możliwe. Uznałam, że zwariowałam już do reszty. Z Arią pogadałyśmy jeszcze przez jakiś czas i udałyśmy się spać.
Obudziłam się w środku nocy cała zdyszana. Koszmar... Najpierw śniło mi się, że zabijam jakiegoś człowieka, prawdopodobnie mężczyznę, choć twarzy nie widziałam. Nie chciałam tego robić, ale mimo to i tak rzuciłam zaklęcie niewybaczalne. Jednak potem role się odwróciły. Stałam się ofiarą, a ktoś celował we mnie różdżką. Osoba ta rzuciła Crucio, a ja mimo, że nigdy nie zostałam potraktowana tą klątwą, poczułam przeraźliwy ból. Ten sen na pewno nie należał do przyjemnych. Przetarłam ręką spocone czoło, pogłaskałam leżącego obok Demona i poczułam, że zbiera mi się na refleksję. Zaczęłam zastanawiać się nad swoją przyszłością i nad tym jaki los mnie czeka. Nigdy wcześniej nie zawracałam sobie tym głowy. Ale teraz... rodzice są Śmierciożercami, właściwie są całkiem blisko z Czarnym Panem, który niedługo prawdopodobnie złoży mi propozycję dołączenia do niego. Jeśli teoria Harry'ego jest prawdziwa i Draco jest Śmierciożercą, pomimo tak młodego wieku, czy mnie też będą chcieli zwerbować? I co wtedy? Właśnie zrozumiałam, że obojętnie jaką decyzję podejmę, będzie ona tragiczna. Jeśli odmówię Voldemortowi są dwa scenariusze tego co się stanie. 1 - Voldemort mnie zabije za odmowę. 2. - Uda mi się uciec, ale wtedy będę poszukiwana i będę musiała się ukrywać nie wiadomo jak długo, a i tak nie wiadomo czy na końcu Śmierciożercy mnie nie znajdą i zabiją. Za to jeśli zgodziłabym się dołączyć do szeregów Czarnego Pana, zrobiłabym coś co byłoby wbrew moim zasadom i ważniejsze - zdradziłabym swoich przyjaciół. Na końcu, gdy Voldemort został by pokonany, prawdopodobnie skończyłabym w Azkabanie. Obojętnie co zrobię, wszystko skończy się tragicznie, a ja nigdy nie zostanę aurorką. Zrozumiałam, że nie mam przyszłości i nie wszystko jest takie łatwe jak zawsze myślałam. Byłam tragiczną bohaterką... Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam. Musiałam stąd wyjść, musiałam zaczerpnąć powietrza. Zdjęłam piżamę i ubrałam pierwsze lepsze ciuchy, a następnie, mimo środka nocy, ruszyłam na błonia. Chwytałam już za klamkę, by w końcu znaleźć się na powietrzu kiedy nagle...
- Wybierasz się gdzieś Verges? - Draco Malfoy stał oparty o ścianę, przyglądając mi się.
- Boże... - złapałam się za serce, gdyż Ślizgon strasznie mnie przestraszył. - Malfoy! Omal zawału przez ciebie nie dostałam!
- Myślę, że w tak młodym wieku zawał ci nie grozi. A teraz... Chcesz mi powiedzieć gdzie idziesz, czy może zamiast tego mam cię zaprowadzić do Flitwicka, który nałoży na ciebie odpowiednią karę za włóczenie się po nocy? - Draco zaczął się przybliżać, a ja cofałam się, aż natrafiłam na ścianę. Kompletnie zapomniałam, że Malfoy jest prefektem i jeśli chce, może nałożyć na mnie szlaban.
- Nie możesz po prostu zapomnieć, że tu byłam? - zapytałam.
- Mógłbym... Ale co z tego będę miał? - jego twarz była poważna, a wzrok mnie przeszywał. Po chwili jednak się roześmiał. - Spokojnie Verges, żartuję. Ale poważnie pytam, gdzie idziesz?
- Na spacer.-  odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Na spacer? - powtórzył patrząc na mnie jak na wariatkę. - Jest druga w nocy.
- Najlepsza pora na spacer. Jeśli chcesz możesz iść ze mną. - wypaliłam bez zastanowienia, a następnie ominęłam Ślizgona i w końcu znalazłam się na dworze.
- Jesteś naprawdę dziwną osobą Verges - usłyszałam za sobą chłopaka - Ale nie mogę pozwolić włóczyć ci się samej po nocy - Przysiedliśmy w jednym z zakamarków błoni, a ja zaczęłaś delektować się chłodem nocy - Słyszałem jak ostatnio opowiadałaś Slughornowi jacy to mugole są niesamowici - zadrwił Draco - Niby co w nich niesamowitego?
- Skoro Zabini powiedział ci, że to mówiłam, powinien też wyjaśnić jakie argumenty podałam na potwierdzenie mojej tezy.
- Mogłabyś powtórzyć te argumenty. Chociaż wątpię, żeby do mnie przemówiły...
- Gdyby w Hogwarcie można było używać elektronikę, pokazałabym ci telefon. Wtedy byś zrozumiał. No cóż, może kiedyś poza Hogwartem będę miała okazję ci pokazać.
- Więc myślisz, że zdarzy się taka okazja?
- Powiedziałam, że może.- Przez chwilę milczeliśmy, wpatrując się w księżyc, który tej nocy był w pełni.
- Często urządzasz sobie takie nocne wyprawy? - zapytał Draco.
- Czasami się zdarza. Uwielbiam noc. A ty? Co ty tam właściwie robiłeś o tej godzinie?
- Miałem ochotę się przewietrzyć. - odpowiedział niezbyt przekonująco. - Więc co myślisz o ostatnim występku Mendes z Nott'em? Myślisz, że my też moglibyśmy odwiedzić ten schowek na miotły? - uśmiechnął się łobuzersko, a ja spojrzałam na niego nie do końca pewna czy dobrze usłyszałam. Draco roześmiał się - Spokojnie, nie patrz tak na mnie bo gdyby twój wzrok mógł zabijać, byłbym już martwy.
- Więc szkoda, że nie potrafi. - warknęłam.
- Zawsze bierzesz tak wszystko na poważnie? Czy może to tylko mój wpływ? - zapytał, jednak ja zastanawiałam się już nad czymś innym.
- Dlaczego to robimy?
- Co? - Draco był zdezorientowany moim pytaniem.
- Rozmawiamy ze sobą... W miarę normalnie. Wiesz, bez żadnych wyzwisk i tak dalej.
- Gdy nie jesteś w towarzystwie Gryffonów, jesteś całkiem znośną osobą. - stwierdził.
- Ty nawet bez Ślizgonów, jesteś tak samo nieznośny.
- Wiem, że tak nie myślisz. Ale powiedz teraz szczerze. Podoba ci się świadomość tego, że jesteśmy tutaj tylko ty i ja, a nikt inny nie ma o tym pojęcia.
- Świadomość, że nikt nie wie o naszej... poprawie relacji? - zapytałam ostrożnie, nie mogąc oderwać wzroku od jego szarych zimnych tęczówek. Hipnotyzowały mnie. - A Tobie się podoba? - On nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w moje brązowe oczy, tak samo intensywnie, jak ja w jego. Nawet nie wiem jak to się stało, że już po chwili nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Tym razem doskonale wiedziałam co robię i mimo, że powinnam była to przerwać, nie potrafiłam. Nie potrafiłam mu się oprzeć. Całował zbyt dobrze, a jeszcze bardziej działała na mnie świadomość, że Draco jest moim wrogiem. Kręciło mnie to. Przyciągałam go coraz bliżej siebie, a on robił dokładnie to samo. Nie wiem ile minęło kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Sekundy, minuty czy godziny, czas jakby się zatrzymał. Teraz jednak gdy to wszystko minęło i ponownie spojrzałam w szare tęczówki nie wiedziałam co zrobić. Myślałam, że za chwilę ujrzę na jego ustach ten ironiczny uśmiech, lecz on patrzył na mnie w ten sam sposób. On także nie wiedział jak do tego doszło - Muszę iść.- pośpiesznie ruszyłam w stronę zamku, nawet nie obracając się czy Draco czasem za mną nie idzie. Rządziło mną mnóstwo emocji, ale przede wszystkim była to wściekłość. Nie byłam zła na to, że pozwoliłam Draco po raz kolejny się pocałować, ale na to, że tak bardzo mi się to podobało i chciałam więcej. Przy nim nie byłam sobą, dlatego też to musi się skończyć.


***


          Na drugi dzień zostałam obudzona przez Lunę, ale stwierdziłam, że nie mam ochoty tego dnia pójść na zajęcia i zostanę w łóżku. Po południu zeszłam do Pokoju Wspólnego, w celu zobaczenia czy jest tam ktoś od kogo mogłabym pożyczyć notatki z tego dnia. Na błękitnej kanapie zobaczyłam siedzącego Olivera i natychmiast do niego podeszłam.
- Oli!
- Emma. Hej. - Chłopak szeroko uśmiechnął się na mój widok. - Co tam? Czemu nie było cię dzisiaj na zajęciach?
- A po prostu nie mogłam spać w nocy i rano nie czułam się najlepiej. I nie patrz tak na mnie, wiem, że wyglądam okropnie. - powiedziałam widząc brązowe tęczówki wpatrzone wprost we mnie.
- Em, ty nigdy nie wyglądasz okropnie. Właściwie to taki wygląd nadaje ci uroku. - Prychnęłam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Oliver znajduje się bliżej niż myślałam. Natychmiast się odsunęłam.
- Potrzebuję notatek z dzisiejszego dnia. Masz je? - przeszłam do rzeczy, co trochę zdezorientowało chłopaka.
- Tak, zaraz ci przyniosę. - poszedł do swojego dormitorium, by po chwili wrócić z kilkoma zeszytami.
- Dzięki. Wrócę już do siebie. - Nie było mi jednak dane odejść, gdyż Krukon mocno chwycił mnie za nadgarstek zmuszając bym na niego spojrzała.
- Co? - spytałam lekko podirytowana.
- Wiesz, tak sobie myślałem... Że może wybralibyśmy się gdzieś razem w sobotę - westchnęłam głośno. Więc Oliver jednak nie dał sobie spokoju. Tymczasem nie myślałam o Krukonie, tylko zaczęłam zastanawiać się co bym odpowiedziała gdyby Draco Malfoy dał mi taką samą propozycję. Czy bym mu uległa?
- Sama nie wiem. - powiedziałam nieśmiało. Głupio było mi odmówić chłopakowi.
- Porobimy coś fajnego. Powiedz tylko o której ci pasuje. - Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać, że może jednak dobrze by było się zgodzić. Może Oliver pomógł by mi zapomnieć o Draco i tym jak... o tym wszystkim, ale w głębi duszy zaczęłam też myśleć, że może... Draco nie spodobałoby się to, że spotykam się Oliverem, choć to byłoby akurat kompletnie absurdalne.
- Zastanowię się. - oznajmiłam i szybko odeszłam, nim chłopak miał szansę po raz kolejny mnie zatrzymać.


***


            Od  nocnego spotkania z Draco minęło już trochę czasu. Unikałam chłopaka jak ognia, co całkiem dobrze mi wychodziło. Oprócz Ślizgona, byłam też zmuszona by unikać Olivera, którego unikanie było znacznie trudniejsze przez związek na to, że byliśmy w jednym domu. Na szczęście Krukon jak na razie na nic nie naciskał. Trwały właśnie eliksiry, gdzie Slughorn stwierdził, że podzieli nas na grupy. Oddałam się całkowicie rozmowie z Jasmine, ignorując nauczyciela, póki usłyszałam naszych nazwiska.
- Panna Verges i panna Spencer. Z kim by was tu połączyć? A już wiem, z panem Malfoy'em, Nott'em i Zabini'm, myślę, że to dobre połączenie. - Zaklęłam głośno, na szczęście Slughorn tego nie dosłyszał. Jasmine też nie była zachwycona z tego pomysłu, ale na pewno nie tak bardzo jak ja.
- Cześć dziewczyny. - powiedział z uśmiechem Blaise. - Pewnie się cieszycie, że macie szansę z nami pracować.
- O tak, jesteśmy w niebo wzięte. - odparła sarkastycznie Jasmine.
- Verges na pewno. - rzucił Malfoy, przeszywając mnie wzrokiem. Ja jednak nie obdarowałam go ani jednym spojrzeniem. Nie chciałam znów patrzeć w te szare tęczówki, które tak bardzo mi się podobały.
- Przestańcie już i weźmy się za ten eliksir. - powiedział Nott, a my go posłuchaliśmy. Większość pracy odwalali Blaise, Jasmine i Teodor. Ja nadzorowałam, a przynajmniej starałam się to robić, gdyż będąc cały czas pod obserwacją Malfoya, było to nieco niekomfortowe. A Draco... No właśnie, gapienie się na mnie było jedynym co robił. Zabrałam się za spisywanie notatek, które Slughorn kazał sporządzić. Draco ignorowałam jak tylko się dało i kiedy innych obdarzałam spojrzeniem, jego ani razu.
- Verges, spójrz na mnie. - powiedział blondyn wyraźnie zirytowany.
- Hmmm? - wymruczałam nie spuszczając wzroku z notatek.
- Spójrz na mnie. - powtórzył, a ja w końcu raczyłam podnieść głowę. Od razu natrafiłam na szare tęczówki, które wpatrywały się wprost w moje brązowe.
- Tak lepiej. - powiedział Ślizgon, uśmiechając się delikatnie. Reszta grupy obserwowała nas nie bardzo wiedząc co się dzieje.
- Okeeej... - odezwała się zdezorientowana Jasmine. - Więc okazało się, że to nam jednak nie będzie potrzebne, więc jeśli komuś się chce, to może odnieść to do schowka.
- Ja pójdę. - zaoferowałam się natychmiast przejmując od Gryffonki pudełeczko. Gdy dotarłam do schowka, nie mogłam pozbyć się obrazu oczów Draco i tego jak się we mnie wpatrywały. Zaczęłam się zastanawiać gdzie to pudełko mogło leżeć, aż w końcu znalazłam odpowiednie miejsce. Odwróciłam się by odejść, ale natrafiłam na coś, a raczej na kogoś, kto przycisnął mnie mocno do półek... Silne męskie ramiona znajdowały się po obu stronach, a twardy tors mocno na mnie napierał. Przez chwilę wpatrywałam się w szkolną szatę tej osoby, potem pojechałaś wzrokiem w górę, gdzie natrafiłam na zielony krawat, a następnie jeszcze wyżej, spotykając się z zimnymi szarymi oczami.
- Ignorujesz mnie Verges - odezwał się Draco intensywnie przeszywając mnie wzrokiem.
- Malfoy, co robisz? - zaczęłam się wyrywać jednak to było na nic. On był silniejszy. - Nie ignoruję cię.
- Oh nie? Wcale. - powiedział z sarkazmem, coraz bardziej na mnie napierając. Właściwie to trochę mi się to podobało. Ten sposób w jaki Draco nade mną  dominował.
- Puść mnie, ktoś może nas zobaczyć. - powiedziałam jak najspokojniej mogłam, starając się uspokoić oddech, który nie był ani odrobinę regularny.
- Tym ciekawiej. - odpowiedział i nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, poczułam na swoich wargach, wargi Ślizgona. Nie potrafiłam nie odwzajemnić jego pocałunków. Wiedziałam, że w każdej chwili ktoś może wejść, ale zdążyłam się już przekonać, że kiedy Draco całuje, wszystko inne przestaje mieć znaczenie - Spotkaj się ze mną dzisiaj o 19, tam gdzie ostatnio. - powiedział gdy się ode mnie oderwał, jednocześnie sięgając ręką po coś, co znajdowało się za mną, cały czas się we mnie wpatrując. Stałam jeszcze tam przez chwilę, nie wiedząc co zrobić. Draco chce się ze mną dzisiaj spotkać? Ale po co? Przyjęłam na twarz obojętny wyraz twarzy i mając nadzieję, że nie jestem czerwona, wróciłaś do stolika, gdzie pracowała reszta.
- Em, czy ty zawsze musisz coś na rozwalać? - zapytała Jasmine, a ja spojrzałam na nią wzrokiem, mówiącym, że nie wiem o co chodzi. - No Malfoy nam powiedział, że zwaliłaś wszystko z półki, a potem musiałaś to sprzątać. Dobrze, że ci chociaż trochę pomógł.
- Aaaa, no tak. - odpowiedziałam rozumiejąc i spojrzałam na Draco, który lekko się do mnie uśmiechał. Przez resztą lekcji Draco miał delikatny uśmiech na twarzy, a ja też ledwo się powstrzymywałam przed uśmiechnięciem. Reszta grupy obserwowała nas wzrokiem, mówiącym, że nie wiedzą o co chodzi, ale nie przejmowaliśmy się tym.
Po skończonych zajęciach spacerowałam z Jasmine po błoniach, rozmyślając o scenie w schowku z Draco. Zastanawiałam się czy iść na spotkanie czy nie. Niby nie powinnam tego robić, ale...
- Okej, teraz mi powiesz w końcu o co chodzi. - odezwała się Jasmine, a ja spojrzałam na nią pytająco. - Co to było dzisiaj z Malfoy'em? - zachowałam obojętny wyraz twarzy mimo, że w środku aż roiło się od różnorodnych emocji. No tak, oczywiście, że Jas zauważyła. - Em ja nie jestem głupia.
- Wiem, wiem... - zaczęłam się zastanawiać czy powiedzieć przyjaciółce prawdę. Bo przecież nie mogę tego ukrywać w nieskończoność, tym bardziej, że już od jakiegoś czasu chciałam się z nią wszystkim podzielić. - Okej. To czas by powiedzieć ci prawdę. - I zaczęłam swoją opowieść. Podczas gdy mówiłam, Jasmine jak to Jasmine, próbowała mi kilka razy przerwać, ale jej na to nie pozwoliłam. Nie pominęłam żadnego szczegółu i było widać, że to wszystko zrobiło na Gryffonce duże wrażenie. Nie spodziewała się tego. No bo kto by się spodziewał?
- Nie wierzę... Ty i MALFOY !?
- Ciii... - uciszyłam przyjaciółkę. - A w ogóle... Nie ma żadnych NAS. No i Malfoy na pewno nie jest ze mną szczery, kombinuje coś, chce wyciągnąć ode mnie jakieś informacje, albo mnie upokorzyć.
- Skąd możesz mieć pewność?
- Bo to jest MALFOY. Jakoś nie wierzę w jego bezinteresowność. No i teraz nie wiem czy iść na to spotkanie czy nie.
- Czujesz coś do niego? - zapytała Jasmine uważnie mi się przyglądając.
- Co? Oszalałaś? Oczywiście, że nie. - zaprzeczyłam, chociaż tak do końca nie byłaś pewna swoich słów.
- Więc skoro nic do niego nie czujesz, to nie pójdziesz na to spotkanie. Ale ty pójdziesz. Prawda?
- Nie wiem Jas.- to wszystko sprawiało, że zaczęłam mieć poważne wątpliwości co do tego czego chcesz. - A i jeszcze jedno. Nie możesz powiedzieć o tym Harry'emu i reszcie, ok? Oni mnie znienawidzą.
- Hej, nie przesadzaj. To na pewno byłby to dla nich duży szok, ale w końcu jesteś ich przyjaciółką. Ale okej, nic nie powiem. Tylko wiesz, że jeśli to coś, co jest między tobą, a Malfoy'em, będzie trwało dłużej, oni i tak to zauważą.
- Wiem. Tylko, że nie jestem pewna czy to potrwa dłużej, tak samo jak nie jestem pewna jak to się rozwinie. Na razie najlepiej będzie jak nikt nie będzie wiedział. - zakończyłyśmy temat Malfoya i kierując się w stronę zamku, gadałyśmy na luźnie tematy.
Kiedy szłam już do wieży Ravenclaw zaczęłam zastanawiać się na słowami Jasmine. Ona miała rację. Ja pójdę na to spotkanie. Jednak nie ma racji, co do tego, że czuje coś do Malfoya. Faktycznie gdyby był mi obojętny, po prostu by go olała. Jednak nie mogę zaprzeczyć temu, że jest między nami jakiegoś rodzaju przyciąganie.
Na spotkanie z Draco, nie miałam zamiaru się jakoś specjalnie stroić. Nie chciałam żeby sobie coś pomyślał. Ubrałam się, a kiedy do wyjścia zostało już zaledwie 15 minut, poczułam jak bardzo się stresuje. Serce biło z niewyobrażalną prędkością, a całe ciało drżało. To było okropne uczucie, wzięłam więc kilka głębokich wdechów, które w niewielkim stopniu pomogły. Ostatni raz spojrzałam w lustro i ruszyłam na błonia. Nie do końca byłam pewna miejsca gdzie ostatnio byliśmy, podczas nocnej wyprawy, więc zaufałam swojej intuicji. Było ciemno, a ja wśród drzew rozglądałam się próbując dostrzec gdzieś Draco. A co jeśli on wcale nie przyjdzie? Co jeśli chce zrobić ze mnie idiotkę?
- Tu jestem Verges. - usłyszałam głos i uśmiechnęłam się lekko do siebie, ciesząc się, że chłopak się pojawił. Spojrzałam na niego. Stał oparty o drzewo, z rękami włożonymi w kieszenie i pewny siebie przyglądał mi się. Był naprawdę przystojny - Jesteś punktualnie. Szczerze mówiąc nie byłem pewny czy przyjdziesz. - oznajmił.
- Sama nie wiedziałam czy przyjdę. - Przez dłuższą chwilę milczeliśmy, jedynie się w siebie wpatrując.
- Ładnie wyglądasz. - Spojrzałam na siebie i obadałam wzrokiem.
-Tak jak zawsze. - powiedziałam lekko zdezorientowana.
- Więc zawsze ładnie wyglądasz - Draco nie odrywał ode mnie wzroku, a mnie te komplementy dosyć zdziwiły, choć nie mogłam powiedzieć, że nie pochlebiały.
- Dzięki. Ale przejdźmy do konkretów. Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać? - zapytałam twardo. Nie miałam ochoty na żadne gierki ze Ślizgonem.
- Właściwie to sam nie wiem... - zaczął. - Ostatnio dobrze mi się z tobą rozmawia... Polubiłem cię. Nie wiem Verges, nie potrafię ci tego wyjaśnić. - powiedział odpalając papierosa i zaciągając się mocno. Musiałam, się przez chwilę zastanowić nad słowami chłopaka. Miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
- Malfoy, czy ja ci wyglądam na idiotkę? Po prostu powiedz czego chcesz. - wypaliłam prosto z mostu.
- Dlaczego uważasz, że czegoś chcę? - zgasił papierosa i zaczął się powoli do mnie przybliżać.
- Ponieważ to dziwne... - mój głos nie był zbyt pewny, co było spowodowane siłą z jaką blondyn się we mnie wpatrywał. - To dziwne, że tak nagle mnie polubiłeś. - przy ostatnim słowie zrobiłam w powietrzu cudzysłów. - Nie wierzę w to.
- Więc uważasz, że te wszystkie nasze spotkania były z góry zaplanowane? - przeczesał blond włosy, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Że czegoś od ciebie chcę i teraz będę próbował cię uwieść, rozkochać w sobie, a następnie bez problemu wyciągnąć to czego chcę i porzucić ? - jego ton był głośny i nieprzyjemny.Wiedziałem, że to nie ma najmniejszego sensu - chciałam coś powiedzieć, jednak Draco na to nie pozwolił - Ani słowa więcej Verges. To ja byłem idiotą, myśląc, że to spotkanie ma jakikolwiek sens. - I nie patrząc już więcej na mnie, odszedł, pozostawiając mnie samą sobie.



Hejka
I oto dotarłam do trzeciego rozdziału
Jak na razie podoba mi się on najbardziej.
Następny mam już zaczęty i rozplanowany, 
więc do końca tygodnia powinien się pojawić :D
Mimo, że komentarzy nie mam widzę, 
że na bloga jest sporo wejść,
więc jeśli ktoś by był tak miły to może zostawić po sobie jakiś ślad.

Pozdrawiam 
*KP
Layout by Neva