- Malfoy, co robisz z moim kotem? - zapytałam oskarżycielskim tonem i natychmiast rzuciłam się w stronę chłopaka, by sprawdzić czy z Demonem wszystko w porządku.
- Spokojnie Verges, tylko go głaskam. Poza tym my z Demonem lubimy się nawzajem. - podrapał kota za uchem, a ten spojrzał na niego zadowolony. Sparaliżowana stałam nie dowierzając własnym oczom.
- Wy się lubicie? Demon nikogo nie lubi!
- Wydaje mi się, że jakby mnie nie lubił, to nie przybiegłby do mnie szczęśliwy, a następnie nie chciałby być głaskany. Idź już do swojej pani. - zwrócił się do kota i podał mi go na ręce, natychmiast obadałam go wzrokiem, ale wyglądał w porządku. Draco odwrócił się w celu odejścia, ale ja czułam, że jeśli mu na to teraz pozwolę, będę potem żałować.
- Zaczekaj. - postawiłam kota na podłodze w momencie, w którym Draco się odwrócił. - Co do naszego ostatniego spotkania...
- Mówisz o tym kiedy oskarżyłaś mnie, że chcę cię wykorzystać? - przerwał mi i założył ręce na piersiach.
- To nie do końca tak było. Ale tak, mówię właśnie o tym. Chodzi o to, że... Powinieneś mnie zrozumieć. To chyba oczywiste, że nie mogą ci tak po prostu zaufać i uwierzyć, patrząc na naszą przeszłość. Więc nie sądzę aby było w tym coś dziwnego, że mam podejrzenia kiedy proponujesz mi spotkanie i wyjawiasz, że mnie polubiłeś. Do tego jesteś Ślizgonem, a każdy wie, że gierki są jak najbardziej w waszym stylu. No i mój charakter, z reguły jestem nadmiernie ostrożna i nieufna i kiedy ktoś nagle zaczyna się mną interesować, ktoś kogo nigdy bym o to nie posądziła, wydaje mi się to dziwne i...
- Więc musisz mieć naprawdę niską samoocenę, jeśli uważasz, że tak trudno jest cię polubić. - stwierdził uważnie lustrując mnie wzrokiem.
- Może i tak. Mam też pewne podejrzenia co do tego, że choruję na paranoję. Ale nie zaawansowaną, taką, z którą da się żyć. Nieważne. Chodzi o to, że mi też się z tobą dobrze rozmawiało...
- Okej, nie wysilaj się Verges. - przerwał mi po raz kolejny. - Wszystko mi już jasno wyjaśniłaś. Nie ufasz mi i ja też ci nie ufam. Masz wszelkie prawo by podejrzewać mnie o to, że chcę cię wykorzystać i że dziwne by było gdybym cię nagle polubił. Rozumiem. A teraz zapomnijmy o tym. - odwrócił się by tym razem ostatecznie odejść, ale znów nie mogłam mu na to pozwolić.
- Nawet jeśli byłaby to prawda- zatrzymał się, ale nie odwrócił.- nie obchodzi mnie to. - spojrzał na mnie z zaciekawieniem i zdziwieniem. - Nie mam nic do stracenia. - Już nie chciałam o niczym zapominać. Teraz chciałam tylko zatrzymać go przy sobie. Intensywność z jaką Draco mierzył mnie wzrokiem, sprawiała, że czułam się nieco niekomfortowo. Patrzyłam chwilę na niego, potem spuściłam wzrok na swoje buty, a następnie znów spojrzałam na niego. To milczenie było coraz bardziej męczące - Odezwiesz się w końcu? - zapytałam.
- Masz ochotę się czegoś napić? - zapytał jakby nigdy nic, co dosyć mnie zaskoczyło.
- Czemu nie? Demon, wrócisz beze mnie? - zwróciłam się do kota, który już po chwili zniknął za zakrętem. Draco gestem głowy pokazał bym za nim poszła. Po drodze minęliśmy kilku uczniów, którzy dziwnie się nam przyglądali. Nie przejmowałam się tym jednak. Nie przejmowałam się też tym gdzie Draco mnie prowadzi, aż do chwili gdy zaczęliśmy kierować się w stronę lochów - Gdzie my właściwie idziemy?
- Do mojego dormitorium.
- Ja... - tego się nie spodziewałam. Poczułam, że muszę się wycofać
- Spokojnie. Z nikim nie dzielę dormitorium, a wejście do niego nie prowadzi przez Pokój Wspólny, więc nie musisz się obawiać, że jakiś Ślizgon cię zobaczy. - zapewnił, co sprawiło, że poczułam się trochę lepiej. Nagle przyszła mi do głowy myśl, co jeśli Harry teraz siedzi w nosie w mapie Huncwotów i widzi jak zmierzam do dormitorium Draco Malfoya? No cóż, nawet jeśli, w tej chwili nie bardzo mnie to obchodzi. Potem będę myślała jak się wytłumaczyć. Draco wypowiedział hasło, a następnie wpuścił mnie przodem. Weszłam do środka ostrożnie rozglądając się czy nikogo nie widać na horyzoncie. Blondyn ruszył w stronę bocznego korytarza, a ja natychmiast podążyłam za nim. Zaczęliśmy wspinać się wąskimi, krętymi schodami w górę, gdzie znajdowały się tylko jedne drzwi. Były ciemno zielone, a klamka była ozdobiona srebrnym wężem. Już po chwili znalazłam się w prywatnym dormitorium Ślizgona. Pokój był osadzony w ciemnych i zielonych barwach. Znajdowała się tam czarna sofa, przy której stał szklany stolik, wielkie łóżko, które pomieściłoby z pięć osób, wyłożone szmaragdową pościelą, a także biurko, szafa, drzwi do łazienki, i... Na ten widok zaparło mi dech w piersiach. Wiedziałam, że u Ślizgonów w oknach widać głębie hogwarckiego jeziora, ale jeszcze nigdy nie widziałam tego na żywo. Lecz to nie sama woda robiła na tobie wrażenie, ale...
- Czy to...
- Wielka kałamarnica. - dokończył Draco. - Często tu do mnie zagląda.
- Niesamowite. - powiedziałam i podeszłam bliżej okna by bardziej zagłębić się w hogwarckie jezioro. Spojrzenie moje i wielkiej kałamarnicy spotkały się.
- Podoba ci się widok na jezioro, co ? - zagadnął Ślizgon z uśmiechem.
- Jest intrygujący, ale chyba jednak wolę widok z mojego okna na całe błonia. - Draco wskazał mi miejsce na sofie, a ja usiadłam. Następnie zaproponował whiskey, którą z chęcią przyjęłam - Dlaczego masz prywatne dormitorium? Jak ci się udało to załatwić? - spytałam.
- Jeśli prefekt chce, może się o nie postarać. Ja to zrobiłem.
- Zaczynam żałować, że nie zostałam prefektem. - stwierdziłam ponuro.
- Mendes za bardzo cię wkurza?
- Nie. Chociaż czasami tak. Bardziej chodzi o prywatność. Wiesz... cisza, spokój. Nikt ci nie przeszkadza, ani ty nikomu nie przeszkadzasz. Dużo dziewczyn tu zapraszasz? - zapytałam siląc się na obojętny ton.
- Właściwie to jedyną dziewczyną, która tu była oprócz ciebie jest Pansy - te słowa trochę mnie zaskoczyły. Poważnie tylko ja i Parkinson tu byłyśmy?
- No tak, Parkinson. Przyjaźnicie się, prawda? Czy może... Coś więcej? - nie mogłam się powstrzymać, musiałam zapytać. Draco przyjrzał mi się uważnie, jakby próbował wybadać jakieś emocje wypełzające na moją twarz. Próbowałam wytrzymać siłę jego spojrzenia, lecz już po chwili mój wzrok powędrował na kolana.
- Pansy to tylko dobra przyjaciółka. - odpowiedział po chwili. - Nie martw się, nie masz o co być zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna. - odpowiedziałam zbyt szybko, co wywołało na ustach Ślizgona uśmiech. Mimo wszystko, na zapewnienie blondyna, że Parkinson to tylko przyjaciółka poczułam pewnego rodzaju ulgę, której sama nie rozumiałam.
- Dawno nie nazywałeś mnie zdrajczynią krwi... - zauważyłam.
- Dlaczego miałbym cię tak nazwać?
- Zawsze to robiłeś.
- No w sumie racja.
- Po prostu... Nie rozumiem tego dlaczego tu jestem. Mimo moich przekonań, którymi gardzisz - powiedziałam. Draco przez chwilę nic nie mówił, jakby się zastanawiał.
- Nie podobają mi się twoje poglądy Verges, ale szanuję to, że masz własne zdanie. Poza tym mimo to wciąż mi się z tobą dobrze rozmawia. A co z tobą? Dlaczego ty tu jesteś? - zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią po czym spojrzałam mu pewnie w oczy.
- Z tego samego powodu.
- Więc tak na ciebie działam? - zaczął. - Nie potrafisz mi odmówić? Czujesz przyciąganie, któremu nie potrafisz się oprzeć? - tymi pytaniami zbił mnie z tropu, nie bardzo wiedziałam jak na nie odpowiedzieć. Tym bardziej, że odpowiedź na każde brzmiała "tak". Popatrzyłam mu prosto w oczy i przybrałam twardy wyraz twarzy, tak aby uwierzył w moje słowa.
- Przykro mi, ale odpowiedź na twoje pytania brzmi nie. Nie działasz na mnie w żaden sposób, jeśli chcę w każdej chwili potrafię ci odmówić i nie czuję żadnego przycią... - nie dane mi było dokończyć, gdyż moje usta zostały zamknięte przez usta Draco. Oczywiście nie byłam w stanie go odepchnąć. Wiedziałam, że w ten sposób, uświadamiam mu, że ma rację, ale... To było silniejsze. Wplotłam dłonie w jego blond włosy, a on posadził mnie na swoich kolanach, pozwalając mi po raz kolejny zatracić się w jego pocałunkach.
- Mówiłaś coś, że potrafisz mi odmówić? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, że potrafię. - odpowiedziałam schodząc z jego kolan. - po prostu teraz nie chciałam tego robić.
- Jasne, jasne, tak trudno ci przyznać, że niesamowicie dobrze całuję? - spojrzałam na niego wrogo, lecz po chwili się roześmiałam. Rozmawialiśmy jeszcze dłuższy czas, żartowaliśmy i śmialiśmy się. Nie było czegoś takiego jak krępująca cisza spowodowana brakiem tematów do rozmów. To właśnie było takie zadziwiające. Nigdy nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będzie mi się tak dobrze rozmawiało z tym Ślizgonem. Nawet nie zauważyliśmy kiedy butelka whiskey została opróżniona. A to nie była dobra rzecz.
- Tylko nie to. - szepnęłam sama do siebie, jednak nie uniknęłam uwagi ze strony blondyna.
- Co?
- Za dużo wypiłam. Teraz świat wiruje, a ja nie czuję się za dobrze. Chyba już wrócę do siebie.
- Jesteś pewna, że w takim stanie chcesz iść? Lepiej cię odprowadzę.
- Jak sobie chcesz. Nawet nie masz pojęcia jak ci zazdroszczę własnego dormitorium. - ruszyłam w stronę drzwi, dopiero po chwili zauważając, że Draco nie rusza się z miejsca.
- Dlaczego nie zostaniesz tutaj? - zapytał gdy na niego spojrzałam.
- W sensie, że...
- W sensie, że wytrzeźwiejesz, a potem wrócisz do siebie. Możesz się położyć, nie będzie mi to przeszkadzać. - patrzyłam na niego nie będąc do końca pewna czy mówi serio, czy może to po prostu efekt zbyt dużej ilości alkoholu.
- Okej. Tak chyba będzie najlepiej. - zgodziłam się. Położyłam się do wielkiego łoża, zachwycając się jak bardzo wygodne było. Zakryłam się śliską szmaragdową pościelą i przymknęłam oczy, gdyż to sprawiało, że czułam się lepiej. Nie zawracałam sobie teraz głowy Draco, chciałam po prostu, żeby było już wszystko w porządku. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
Gdy się obudziłam nie bardzo wiedziałam gdzie się znajduje. Zanim otworzyłam oczy, pojechałam ręką na prawo, gdzie zazwyczaj śpi Demon, a nie czując go tam, zorientowałam się, że coś jest nie tak. Otworzyłam oczy, a kolorem, który mnie uderzył była zieleń. Nie błękit. Przewróciłam się na drugi bok i aż zaniemówiłam. Draco Malfoy wyszedł akurat z łazienki. Miał na sobie same spodnie, a jego platynowe blond włosy były mokre. Nie mogłam oderwać wzroku od jego klatki piersiowej, która była... idealna. Szczerze mówiąc, nigdy nie podejrzewałam Draco o taką klatę.
- O wstałaś już. - uśmiechnął się, widząc jak mu się przyglądam.
- Która godzina?
- siódma rano.
- Cooo ? - natychmiast podniosłam się z łóżka. - Jak to siódma rano?
- Normalnie - odpowiedział nadzwyczaj spokojnie, wkładając na siebie śnieżnobiałą koszulę.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? Spędziłam tu całą noc? A ty gdzie spałeś?
- Uspokój się. Tak, spędziłaś tu całą noc. A ja spałem na kanapie, chociaż prawdopodobnie ucieszyłabyś się budząc się koło mnie w łóżku. Ale cóż... Wolałem nie ryzykować - Nabrałam ogromnej ochoty aby rzucić go poduszką, jednak w ostatniej chwili się powstrzymałam.
- Muszę iść - wstałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Poczekaj, odprowadzę cię - Szybko zaczęłam schodzić ze schodów i ku nieszczęściu natknęłam się na dole na trójkę Ślizgonów. Blaise Zabini, Pansy Parkinson i Teodor Nott. Zanim pomyślałam, zaczęłam cofać się z powrotem na górę, jednak Draco mi na to nie pozwolił. Spojrzał na dół, sprawdzając co było powodem mojego zakłopotania i w tym momencie Ślizgoni nas zauważyli.
- Verges? - Blaise Zabini był zaskoczony moim widokiem. - Draco? A co tutaj się dzieje? - na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- To nie to na co wygląda. - wyjaśniłam pośpiesznie. Obecność samego Blaise'a i Teodora nie byłaby jeszcze taka zła. Najbardziej przejmowałam się wtedy Pansy, która obserwowała mnie z zainteresowaniem.
- Ona ma rację. To nie to na co wygląda.- potwierdził Draco, za co byłam mu wdzięczna.
- Dobra, dobra i tak byście nam nie powiedzieli. Ale muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego widoku z samego rana. Jestem naprawdę zaskoczony. - czarnoskóry chłopak nie przestawał się uśmiechać, a ja miałaś ochotę zapaść się pod ziemię.
- Verges, makijaż ci się rozmazał. - zwróciła się do mnie Parkinson, a ja nie wiedziałam co w tym momencie jest gorsze. To, że Pansy zobaczyła mnie wychodzącą z samego rana z dormitorium samego księcia Slytherinu czy to, że jej głos brzmiał naprawdę... miło. Naśliniłam palec i zaczęłam pocierać miejsce, które skazała Ślizgonka - O już dobrze.
- Okej... - byłam jednocześnie zdezorientowana i zakłopotana. - W dalszej drodze poradzę sobie sama. - zwróciłam się do Draco i szybkim tempem wymijając Ślizgonów, opuściłam Dom Węża.
***
Przez kolejne tygodnie regularnie spotykałam się z Draco. Zazwyczaj przychodziłam do jego dormitorium wieczorami. Przed tym jednak pożyczyłam od Harry'ego mapę Huncwotów, w celu wybadania jak wygląda na niej wnętrze Slytherinu. Ku mojej radości, na mapie nie znajdowało się dormitorium Draco. To oznaczało, że mogłam go bezkarnie odwiedzać i nikt o tym nie wiedział. Jedynie Jasmine mówiłam gdzie chodzę. Na korzyść przemawiał mi też fakt, że Pansy Parkinson nie postanowiła rozprzestrzenić po szkole faktu, że spałam u Draco. Był czas kolacji, kiedy usiadłam przy stole Gryffonów, obok Jasmine, Harry'ego, Rona i ku mojemu zdziwieniu Hermiony. Nie mogłam się powstrzymać przed zerknięciem na stół Ślizgonów. Miałam stąd na niego idealny widok. Nigdzie jednak nie dostrzegłam platynowych blond włosów.
- Jak tam Malfoy? - szepnęła do Jasmine, widząc jak mój wzrok szuka Ślizgona.
- Dobrze. Tak, całkiem dobrze. - uśmiechnęłam się lekko, co Gryffonka odwzajemniła. Konsumując kolację, w końcu dostrzegłam Draco. Zerknął na ciebie okiem i niewidocznie się uśmiechnął. Po chwili zauważył mnie także Blaise, który widząc mój wzrok wpatrzony w nich, pomachał do mnie. Trochę mnie to zdziwiło, ale odmachałam.
- Emma? - odezwał się Ron, jakby dopiero zauważył moją obecność. - Czy mi się wydawało, czy przed chwilą Zabini do ciebie pomachał, a ty mu odmachałaś?
- Nic ci się nie wydawało Ron. - odpowiedziałam jakby nigdy nic.
- Żartujesz?
- Dlaczego on do ciebie macha?
- I dlaczego ty mu odmachałaś?
- Przyjaźnicie się teraz? Może z Malfoy'em też się przyjaźnisz? - Wypytywali Gryffoni, prócz Jasmine. Westchnęłam głośno.
- A od kiedy to, że do kogoś machasz, znaczy, że jest twoim przyjacielem? Poza tym jakbyście jeszcze nie zauważyli, to ostatnio mój dom ma z domem Slytherinu znacznie lepsze stosunki. Więc jeśli ktoś do mnie grzecznie macha, to ja mu odmachuję.
- Ale Emma, to jest Zabini! Wredny Ślizgon, przyjaciel Malfoya, najgorszej skazy na świecie. - emocjonował się Weasley.
- Najgorszej? Myślałam, że Voldemort jest gorszy. - wtrąciła Jasmine.
- To najgorszej skazy Hogwartu. Ślizgoni to wrogowie, a Krukoni są głupi, że się z nimi zaprzyjaźnili - Poczułam jak tracę resztki cierpliwości.
- Nie mam ochoty dłużej tego słuchać. Co do znajomości ze Ślizgonami to myślę, że akurat nie muszę się wam tłumaczyć i nawet jeśli bym się z nimi przyjaźniła. - podkreśliłam ostatnie słowo patrząc na Rona - Nie byłaby to wasza sprawa.
- Ale Em...
- Nie jestem Gryffonką. Jestem KRUKONKĄ. My nie rywalizujemy ze Ślizgonami, a wasza trójka. - spojrzałam na Potter'a, Granger i Weasley'a. - czasami potrafi być naprawdę wkurzająca, we wszystko się wtrąca i myśli, że postradała wszystkie rozumy. Więc pozwólcie, że wam teraz coś uświadomię. Nie jesteście pępkiem świata! - Zauważyłam, że Gryffoni siedzący najbliżej nas, przyglądają się tej całej scenie z zainteresowaniem, ale nic sobie z tego zrobiłam - A teraz już sobie pójdę. - odeszłam, widząc zaskoczone miny Harry'ego, Rona i Hermiony oraz rozbawioną Jasmine.
- Zwariowała.... - dosłyszałam jeszcze Rona. Wchodziłam właśnie po schodach, wracając do wieży Ravenclaw, kiedy usłyszałam głos.
- Verges - odwróciłam się.
- Parkinson.
- Możemy pogadać? - zapytała Ślizgonka, a ja przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam.
- Pogadać? A czy my mamy w ogóle o czym gadać?
- Tak, właściwie to mamy. - jej ton był pewny, a spojrzenie groźne, nie przyjmujące odmowy.
- Okej, mów. - powiedziałam zrezygnowana, nie bardzo mając ochotę na rozmowę ze Ślizgonką.
- Nie tutaj - ciemnowłosa kiwnęła głową, pokazując bym za nią poszła.Weszłyśmy do jednej z pustych klas. Stanęłyśmy na przeciw siebie i przez chwilę mierzyłyśmy się wzrokiem. Przyjrzałam się dokładnie dziewczynie i stwierdziłam, że mimo twarzy mopsa, jest całkiem ładna - Ostatnio ty i Draco się do siebie zbliżyliście. - zaczęła.
- A więc to o Malfoy'u chcesz rozmawiać? Niech zgadnę. "Zostaw go w spokoju, on jest mój", a może "skrzywdź go, a cię zabiję"? Tak, jasne, ale nie sądzę żebyśmy byli już na tym etapie znajomości. - powiedziałam i zdawało mi się albo w oczach Pansy pojawiło się coś w rodzaju rozbawienia.
- Nie, to nie o Draco chcę rozmawiać. I nie, on nie jest mój, ale co do drugiego to masz rację. Jeśli go skrzywdzisz, zabiję cię.
- Więc przechodzimy do gróźb? Sorry Parkinson, ale...
- Boże, Verges, zamknij się choć na chwilę i posłuchaj co mam ci do powiedzenia. - przerwała władczo, tak, że nie sposób było jej odmówić. - Jak dobrze wiesz nasze domy ostatnio zawarły coś w rodzaju... - zastanowiła się. - Sojuszu. Myślę, że to dobre słowo. Jednak dotyczy to jedynie chłopaków. Myślę więc, że można by to było zmienić, dlatego ja proponuję tobie sojusz czy jakkolwiek chcesz to nazywać.
- Serio? - zapytałam z wahaniem, nie bardzo dowierzając własnym uszom. Spojrzałam w oczy Ślizgonki i dostrzegłam w nich powagę oraz pewność własnych słów.
- Serio. Więc co mówisz Verges? - wyciągnęła do mnie dłoń.
- Czekaj. Chwila. Skąd mogę wiedzieć, że to nie jakiś podstęp? - zapytałam podejrzliwie.
- Podstęp? Verges, nie mam powodu by bawić się z tobą w jakieś gierki.
- Draco.
- Co?
- Draco. - powtórzyłam. - To twój powód. Naprawdę chcesz powiedzieć, że nie masz do niego żadnych uczuć?
- Draco to mój przyjaciel i tak, może kiedyś miałam nadzieję na coś więcej, ale dałam sobie już z tym spokój. - powiedziała pewnie. - Poza tym on nigdy nie spojrzał na mnie w sposób w jaki patrzy na ciebie - Twarz Pansy była poważna, ale ja czekałam tylko na to, aż w końcu się roześmieje. Nie chciałam się na to nabrać, starałam się nie okazać żadnych emocji, ale te słowa mocno na mnie zadziałały.
- Dlaczego ja? - zapytałam po chwili milczenia. - Dlaczego mi proponujesz ten "sojusz" Dlaczego nie powiedzmy... - zastanowiłam się. - Cho Chang?
- I znów wracamy do kwestii Draco. Proponuję go właśnie tobie ze względu na wasze ostatnie stosunki. Poza tym Blaise także cię lubi. Oczywiście nie w ten sposób co Draco. No i serio miałabym zaproponować sojusz Chang? Nie, dziękuję.
- Okej, to dlaczego na przykład nie Aria? Spotyka się z Nott'em.
- Daj spokój, Nott nie patrzy na Mendes tak jak Draco na ciebie - I znów to powiedziała, sprawiając, że moje serce przyśpieszyło bieg.
- Co masz na myśli? - zapytałam.
- Nott nie traktuje Mendes poważnie. - wyjaśniła. - Teodor jest typem osoby... Sama nie wiem jak to określić. Po prostu czasami odnoszę wrażenie, że on nie potrafi czuć. Jest zawsze taki obojętny i niewzruszony. Czasem się go nawet boję, a Mendes zdecydowanie powinna na niego uważać. Słowa Ślizgonki zaniepokoiły mnie. Będę musiała porozmawiać z Arią - Nie to co Draco. - kontynuowała Pansy. - Niby jest taki obojętny i zimny, ale on naprawdę cię lubi Verges. Znam go już na tyle długo, że potrafię to stwierdzić. Nawet jeśli on sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Ale dosyć o tym. Więc co Verges? Sojusz? - Po raz drugi wyciągnęła do mnie dłoń.
- Sojusz. - uścisnęłam dłoń. To, że zawarłam sojusz z Pansy wcale nie oznaczało, że zostałyśmy teraz przyjaciółkami. Wciąż jej nie ufałam. Nie mogłam przestać myśleć o tym co Ślizgonka powiedziała na temat Draco. Czy on naprawdę mnie polubił... bardziej niż myślałam? Zanim położyłam się spać postanowiłam poczekać na Arię, która wróciła naprawdę późno w nocy. Nie miałam żadnej wątpliwości, że była z Nott'em. Zauważyłam też, że ostatnio Krukonka mówi o nim coraz mniej i że w ogóle ostatnio mniej, że sobą rozmawiamy. To nie było podobne do Arii. Zapytałam ją więc o Ślizgona i o tym jak im się układa. Ona jednak kompletnie mnie zignorowała, tłumacząc, że jest zmęczona i chce się położyć. Postanowiłam więc poobserwować rozwój wydarzeń, a potem gdy będzie trzeba podjąć odpowiednie środki. Niby Pansy mogła się mylić, ale ona na pewno zna Teodora lepiej niż Aria. Po co miałaby kłamać? Tym bardziej, że Nott robił na mnie dokładnie takie samo wrażenie.
***
Był wtorkowy wieczór. Wracałam właśnie z biblioteki do wieży Ravenclaw. Niestety po drodze natknęłam się na coś na co nie chciałam się natknąć. Ten pełen pogardy głos rozpoznałam już z daleka, ale gdy podeszłam bliżej upewniłam się, że to on. Draco Malfoy wraz z Crabb'em i Goyle'm znęcali się psychicznie nad jednym z pierwszoroczniaków, w którym potem rozpoznałam Krukona. Stałam przez chwilę sparaliżowana, czując jak nienawiść do Malfoya, którą niedawno przestałam czuć wraca. I to ze dwojoną siłą.
- Malfoy, co ty do cholery wyprawiasz? - wyciągnęłam różdżkę i pewnym krokiem ruszyłam na przeciw Ślizgona. Zauważyłam jak Goyle sięga do kieszeni po swoją różdżkę, ale szybko go rozbroiłam. Chciałam zrobić to samo z Crabbe'm, ale zauważyłam, że teraz różdżką celuje w ciebie także Draco. Tego się nie spodziewałam. Uśmiechnęłam się jednak widząc, że chłopiec zdążył odejść.
- Nie powinno cię tu być Verges. - powiedział blondyn.
- Naprawdę upadłeś już nisko. Żeby znęcać się nad bezbronnym pierwszoklasistą? I to jeszcze z mojego domu? Chyba nie myślałeś, że tak to zostawię. - prychnęłam. - Jesteś żałosny. Zauważyłam jak Crabbe szykuje się na rzucenie na mnie uroku, ale Draco gestem ręki go powstrzymał.
- Nie wtrącajcie się. - powiedział po czym zwrócił wzrok na mnie. - Powtórz to co powiedziałaś.- rzekł podchodząc bliżej. Jego oczy były obojętne, ale ja wiedziałam, że dopiero co wypowiedziane przez ciebie słowa zabolały go.
- A co, nie słyszałeś? Może potrzebujesz aparatu słuchowego? - zadrwiłam, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że to mugolski wynalazek. - Ale jeśli tak bardzo chcesz to proszę bardzo. Jesteś żałosny - Mierzyliśmy się wzrokiem, a on znów patrzył na mnie tak jak kiedyś. Z tą nienawiścią w oczach. W tym momencie jednak mnie to nie obchodziło bo patrzyłam na niego dokładnie w ten sam sposób - Nie mam zamiaru marnować na was swojego cennego czasu. - powiedziałam i odeszłam w swoją stronę. Nie mogłam powiedzieć, że dobrze czułam się z tym co przed chwilą miało miejsce. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Malfoy nienawidzi mugolaków, ale myślałam, że już skończył z tępieniem ich, gdyż dawno nie widziałam żeby to robił. No cóż... Najwyraźniej się myliłam. Odchodząc słyszałam, że ktoś za mną idzie. Dobrze wiedziałam, że to Malfoy, lecz nie miałam zamiaru się odwracać. Różdżkę miałam schowaną w kieszeni i nie zamierzałam jej wyjmować. W końcu co Ślizgon mógłby mi zrobić? - Co Malfoy? Wpadł ci do głowy jakiś tekst i postanowiłeś go wykorzystać? - zakpiłam, na co chłopak przyparł mnie mocno do ściany.- Przez chwilę poczułam coś takiego jak strach, lecz szybko on się ulotnił. Draco patrzył na mnie wściekle, ale ja wiedziałam, że nie mam się czego bać.
- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie mnie znieważyłaś, Verges?
- Oh serio? Więc wiedz, że dokładnie o to mi chodziło. - na te słowa Draco naparł na mnie jeszcze mocniej.
- Nie podoba mi się twój ton i nie podoba mi się twoje wtykanie nosa w nie swoje sprawy. - warknął, a jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od mojej. - Więcej tego nie rób, zrozumiałaś?
- Bo co? - ani na chwilę nie spuściłam wzroku z jego oczu i zaczęłam się dziwić dlaczego to zawsze było dla mnie takie trudne. - Co mi zrobisz? - zapytałam pełnym wyzwania głosem. Już chciał coś odpowiedzieć, lecz nie było mu dane.
- Malfoy, co robisz? - rozległ się z prawej strony korytarza głos należący do Severusa Snape'a.
-Nie twoja sprawa. - odpowiedział Draco, a jego ton mnie zdziwił. Odsunął się kawałek ode mnie ale wciąż pozostawił ręce po obu moich stronach, nie pozwalając w ten sposób mi nigdzie odejść.
- Zostaw Verges w spokoju. - To mnie zdziwiło jeszcze bardziej. Snape był dziwnie spokojny, a biorąc pod uwagę fakt jak przed chwilą Ślizgon się do niego odezwał, było to raczej dziwne.- Musimy porozmawiać.
- Oczywiście profesorze. - powiedział Draco już grzeczniej, ale dało się tam wyczuć drwinę, ostatni raz rzucił na mnie okiem, po czym uwolnił, zabierając ręce.
- A ty Verges. - zwrócił się do mnie Snape. - Nie masz czasem nic lepszego do roboty?
- Nie, właściwie to nie... Ale okej... Pójdę już sobie. - spojrzałam na Draco, a następnie wyminęłaś nauczyciela i wróciłam do wieży Ravenclawu. Nie mogłam przestać się zastanawiać dlaczego Draco tak się odezwał do Snape'a? Przecież to zawsze był jego ulubiony nauczyciel. I dlaczego Snape nawet nie zareagował? Cóż, prawdopodobnie i tak się tego nie dowiesz.
***
Siedziałam właśnie w Wielkiej Sali przy stole Krukonów, gdyż z Gryffonami ostatnio dużo nie rozmawiałam. Z wyjątkiem Jasmine oczywiście. Draco też za często nie widywałam i mimo, że wciąż byłam na niego zła, chciałam wyjaśnień. Chociaż gdy więcej o tym pomyślałam, to co takiego mógłby mi wyjaśnić? Tępienie mugolaków to jego natura, a ja nic na to nie poradzę. Mimo wszystko czułam, że mi go brakuje i właśnie to było w tym wszystkim najgorsze. Rozmyślając, konsumując posiłek i co jakiś czas wymieniając kilka zdań z Luną i Padmą, zostałam nagle zdjęta z ławki przez Harry'ego, którego twarz wyrażała przejęcie. Wiedziałam już, że chodzi o coś większego. Zaniepokoiło mnie to wszystko, gdyż przez chwilę myślałam, że chodzi o Draco. Pomyślałam, że Gryffoni w jakiś sposób dowiedzieli się, że się z nim widuję, lecz na szczęście lub nie, nie chodziło o to. Wraz z Harry'm, Ronem, Hermioną i Jasmine weszłam do jednej z pustych klas i po upewnieniu się, że nikt nie wejdzie ani nie podsłucha, usiedliśmy na ławkach, po czym zaczęliśmy czekać, aż Harry zacznie mówić.
- Byłem dzisiaj u Dumbledore'a. - zaczął Potter, a my pokiwaliśmy głową, dając znać, że doskonale o tym wiemy. - I dowiedziałem się czegoś... Naprawdę dużego.
- Czego?
- Harry, co to jest?
- No mów w końcu.
- No dalej Harry, mów bo zaraz nie wytrzymam - Ponaglaliśmy podczas gdy Gryffon wziął głęboki wdech i po kolei spojrzał na każdego z nas. Nastrój robił się coraz bardziej napięty, a sekundy dłużyły się niemiłosiernie.
- Voldemort... On... On ma dziecko.